Nadszedł wielki dzień. Po blisko miesiącu spędzonym w szpitalu, Caroline
mogła nareszcie z niego wyjść. Dziewczyna przybrała na wadze, jej wyniki z dnia
na dzień były coraz lepsze. Niestety, musiała jeszcze się męczyć z anemią,
przez niedobór witamin i żelaza. No i jeśli chodziło o te bardziej kobiece
sprawy, to z nimi nie było najlepiej. Nadal nie wróciła miesiączka, a lekarzom
ciężko było stwierdzić, kiedy to mogło nadejść. Jednak miałem nadzieję, że
szybko się ze wszystkim upora.
Doszliśmy
z Johnem do pewnego wniosku. Caroline była bardzo silna, posiadała ogromną wolę
życia. Wszystkim przeciwnością, które spotykały ją w szpitalu, dawała radę z
uśmiechem na ustach. Bardzo dobrze dogadywała się ze mną i Giselle.
Psycholog mieszkała w Londynie, więc stwierdziliśmy, że jeśli
przewieziemy tam Caroline, to będzie tak dla niej dobrze. Zresztą, ona sama nie
chciała zostawać w Hanley-on-thames. Z tamtym miejscem wiązało się dla niej
zbyt dużo złych wspomnień. Niestety przez cały tamten czas Caroline milczała
na temat tego, co działo się przez ostatnie 14 lat jej życia. To mnie martwiło,
ale z drugiej strony najważniejszy był dla mnie przysłowiowy „dzień
dzisiejszy”. Nie liczyło się za bardzo to, co było w przeszłości. Może i miałem
złe podejście, ale nie przejmowałem się tym. Chciałem, żeby ona wtedy czuła się
szczęśliwa, a rozpamiętywanie przeszłości mogło ją przygnębić.
Siedziałem obok dziewczyny i z nudów graliśmy w kółko i krzyżyk. John
jeszcze nie przyszedł z wypisem, a rudowłosą rozpierało. Była bardzo
podekscytowana i nie mogła się doczekać naszego wyjazdu. O ile dobrze
pamiętałem, nigdy nie była ona w Londynie, więc tym bardziej ją rozumiałem.
- Wygrałam! – krzyknęła. Zrobiłem głupią minę z powodu
mojej przegranej, a ona się zaśmiała.
- Miałaś tym razem farta – oznajmiłem z udawaną
frustracją. Ona pacnęła mnie w ramię i przyciągnęła do siebie swojego
pluszowego misia.
- Fajnie jest w Londynie? – zapytała nagle. Przysunąłem
się bliżej niej, tak że nasze ramiona się stykały. Wiedziałem, że dziewczyna
lubiła czuć czyjąś (moją) bliskość. Zresztą ja też nie miałem nic przeciwko.
Przecież Caroline była moją przyjaciółką, w której kiedyś się podkochiwałem.
- Jest wspaniale, na pewno ci się spodoba –
powiedziałem z uśmiechem, który ona odwzajemniła.
- A czy będą tam na mnie czekać rodzice? – zapytała, a
ja się wówczas spiąłem.
Wiedziałem, że kiedyś o to zapyta. Chciałem uniknąć odpowiedzi na to
pytanie, ale wiedziałem, że prędzej czy później musiała ona paść. Moja mama nie
odnalazła póki co rodziców Caroline. Ba, moja mama, policja ich szukała, ale
słuch po nich zaginął. Kiedy opuścili Wielką Brytanię, nikt nie mógł ich
odnaleźć.
Głośno
westchnąłem i starałem się ułożyć w głowie jakieś sensowne zdanie.
- Caroline. Twoi rodzice są… – zacząłem, ale
dziewczyna mi przerwała.
- Nie ma ich, prawda? W sensie, zapomnieli o mnie? –
zapytała, a ja otworzyłem buzię, bo nie wiedziałem co powiedzieć. Czy ona
domyślała się, co mogła się stać z jej rodzicami? Najwyraźniej tak.
- Caroline skarbie – mówiąc przyciągnąłem ją do siebie
i zacząłem delikatnie głaskać po plechach. Rudowłosa zaczęła cicho płakać.
- To nie tak, że zapomnieli. Bardzo długo cię nie było
i oni…oni się po prostu załamali. Tęsknota robi różne rzeczy z ludźmi. Jedni są
jeszcze silniejsi, a inni nie mogą tego znieść – starałem się jej to jak
najlepiej wytłumaczyć. Ona leżała tylko na moich kolanach i łkała.
Nie
wiedziałem, co mogłem jej jeszcze powiedzieć. Miałem nadzieję, że do pokoju
zaraz wpadnie Giselle niczym Super-Man, ale raczej nie liczyłem na to. Mocniej
przytuliłem dziewczynę i głaskałem ją po włosach. Chciałem, żeby się jakoś
uspokoiła. Jednak marnie mi to wychodziło. Siedzieliśmy długo w ciszy, gdy w
pewnym momencie do pokoju weszła uradowana Giselle z Johnem. Kiedy zobaczyli w
jakim stanie była Caroline, miny im zrzedły. Psycholog podeszła szybko do nas i
złapała rudowłosą za rękę.
- Hej, Caroline co się dzieje? Wychodzisz ze szpitala,
nie ma co płakać – zaczęła ją pocieszać.
- Ale nie będzie nigdzie rodziców – wyszeptała moja
przyjaciółka. Giselle głośno westchnęła i usiadła naprzeciwko nas. Rudowłosa
podniosła się i nadal trzymając misia jedną ręką, a drugą mnie, popatrzyła po
wszystkich.
- Czy kiedyś do mnie wrócą? – zapytała wyraźniej
kierując pytanie do mnie. Spojrzałem na Giselle. Nie chciałem powiedzieć czegoś
nieodpowiedniego.
- Zobaczymy misiu – powiedziałem, a ona delikatnie się
uśmiechnęła.
- Ty mnie nie opuścisz? – spytała ponownie.
Przyciągnąłem ją do siebie i złożyłem delikatnego całusa na jej czole.
- Nie, zawsze przy tobie
będę – odpowiedziałem bez zastanowienia. Usłyszałem cichy śmiech dziewczyny.
- Ale postarasz się
znaleźć moich rodziców? – zapytała, a ja oddaliłem ją od siebie, żeby móc na
nią patrzeć. Wpatrywała się we mnie tymi swoimi zielonymi oczami. W dodatku
widać było, że tliło się w niej wiele nadziei. Nie mogłem jej przecież zawieść.
- Postaram się –
powiedziałem, a ona ponownie mnie przytuliła. Uwielbiała to robić, to
wiedziałem na 100%. W dodatku ja też czułem się przy tym lepiej. Miałem
świadomość tego, że ktoś mnie potrzebuje, a nie byłem bezużyteczny. Caroline
zawsze sprawiała, że tak się czułem. To właśnie dlatego po jej zniknięciu
straciłem pewność siebie. Ona była źródłem mojego otwarcia na świat, więc gdy
ona zniknęła, zniknęła pewność siebie.
Przez cały tamten czas, Giselle i John
uważnie nam się przyglądali.
- Już wszystko dobrze
Caroline? – zapytała się mojej przyjaciółki psycholog. Ona pokiwała twierdząco
głową na co Carter się zaśmiała.
- To teraz chcę zobaczyć
ten twój piękny uśmiech i jedziemy na podbój Londynu – krzyknęła optymistycznie
kobieta. Wszyscy się głośno zaśmiali, a Caroline odsunęła się ode mnie i
podniosła oczy do góry. W dodatku otworzyła buzię i miała minę taką jak zwykle
robiła, gdy się nad czymś zastanawiała.
- Nie mam żadnych ubrań.
Jak pojadę podbijać Londyn w samej piżamie? – zadała bardzo mądre pytanie
rudowłosa. Spojrzałem ze zdziwieniem na lekarza i panią psycholog. Oboje
wyglądali na kompletnie zaskoczonych.
- Nie załatwiłaś Caroline
żadnych rzeczy? – zapytałem Giselle, a ona pokręciła przecząco głową.
Usłyszałem cichy kaszel Johna, ale nie zwróciłem na niego większej uwagi.
- Myślałam, że się tym
zajmiesz – wypomniała mi kobieta. Otworzyłem buzię ze zdziwienia.
- Ludzie – powiedział
nieśmiało John.
- Cicho bądź, usta… –
zaczęła Giselle, ale gdy zobaczyła kto stoi w drzwiach, zaniemówiła. Była tam
nie kto inny, jak moja mama.
Wyglądała nieco lepiej niż poprzednim
razem. Oczywiście, była jeszcze parę razy w szpitalu, ale nigdy nie odważyła
się spotkać z Caroline. Wówczas znajdowała się w tej samej sali co moja
przyjaciółka, a na jej twarzy zagościł ogromny uśmiech. Nie był on wymuszony
tylko szczery.
- Przyniosłam rzeczy, o
które mnie prosiłeś John – oznajmiła moja mama, a lekarz był wyraźnie
zadowolony. Za to Giselle kompletnie odjęło mowę.
- Jedyny z was pomyślałem
o Caroline – powiedział z triumfem mężczyzna. Wtedy spojrzałem na moją
przyjaciółkę. Ona nie do końca mogła uwierzyć w to, kto właśnie się pojawił.
Moja mama i rudowłosa dobrze się
dogadywały. Można było powiedzieć, że niesamowicie dobrze jak na 10-latkę i
36-latkę. Caroline uwielbiała przebywać z Anne i z mnie z nią odgadywać. Tak, ciekawe
miały zainteresowania.
Ogromny uśmiech nie schodził z twarzy
mojej przyjaciółki. Zeszła za łóżka nie zważając na mnie i podbiegła do mojej
mamy. Mocno ją przytuliła, a ku mojemu zdziwieniu, kobieta odwzajemniła gest.
Obydwie były bardzo szczęśliwe. Widziałem, że po policzkach Anne zaczęły płynąć
łzy. Chyba to samo miała Caroline.
Stały tam dobre kilka minut, kiedy
rudowłosa się odezwała.
- Pani Anne, tak się za
panią stęskniłam – powiedziała dziewczyna. Moja mama się zaśmiała.
- Ja za tobą też dziecko
– odpowiedziała i oddaliła się od mojej przyjaciółki. Wstałem i podszedłem,
żeby stanąć niedaleko nich.
- Boże, jak wyrosłaś i
wyładniałaś – zauważyła Anne. Caroline zaśmiała się i odwróciła w moją stronę
wyciągając w moją stronę rękę. Złapałem ją i przyciągnąłem ją do siebie.
- Pani za to się nic nie
zmieniła – powiedziała rudowłosa. Moja mama wyciągnęła w jej stronę torbę z
ubraniami.
- To dla ciebie –
oznajmiła, a Caroline od razu zajrzała do środka. Wyglądała na nieco
zaskoczoną.
- Boże, jest śliczne,
dziękuję pani! Ale skąd pani wiedziała, jaki mam rozmiar buta albo ubrań? –
zapytała rudowłosa. Anne udała poważną minę.
- Mam mojego tajnego
informatora – oznajmiła i spojrzała porozumiewawczo na Johna. Byli niemożliwi.
Chciałem zajrzeć i zobaczyć co było w
środku torby, ale Caroline ją odsunęła.
- Co podglądasz?
Zobaczysz w swoim czasie – oświadczyła, a ja się zaśmiałem. Zaczynała wracać
stara Caroline, tylko nieco wyrośnięta. Jednak liczyło się to, że już się nie
bała. To było najważniejsze.
- Giselle, gdzie mogłabym
się przebrać? – zapytała. Kobieta zdążyła się otrząsnąć i podeszła do nas.
- Chodź, zaprowadzę cię i
spotkamy się przy wyjściu – oznajmiła i zabrała Caroline. W sali zostałem tylko
ja, moja mama i John.
- Zmieniła się –
wyszeptała moja mama. Podszedłem do niej i ją przytuliłem. Była w dość dużym
szoku.
- Minęło 14 lat, więc nic
dziwnego – powiedziałem, a ona pokręciła twierdząco głową.
- A ja zaczynam shippować
ciebie i Caroline! – krzyknął John, a ja spojrzałem na niego ze zdziwieniem. W
dodatku poczułem, że zaczynałem się rumienić. Patrzyła na mnie moja mama!
Heloł!
Miałem ogromną ochotę kopnąć Johna.
Skąd w ogóle przyszedł mu do głowy taki pomysł? Bujałem się w Caroline, ale
jednak definitywnie to się skończyło. Łączyła nas tylko przyjaźń i koniec. W
dodatku musiał to powiedzieć przy mojej mamie.
- Nieee – odparłem, a on
podniósł oczy do góry.
- Zamknij się, ja swoje
wiem – oznajmił, a jego słowa brzmiały dość znajomo.
- Rozmawiałeś z Kim? –
zapytałem, a on otworzył buzię.
- Nawet jeśli, to ta mała
ma rację – powiedział z zadowoleniem. Usłyszałem głośny śmiech mojej mamy.
Czyżby ona również podzielała zdanie tamtych potworów?
- Nie kocham się w
Caroline – powiedziałem dobitnie, a Anne pokiwała twierdząco głową.
- Oczywiście, wcale –
przytaknęła i dała mi buziaka w policzek. Nie mogłem z nimi.
Szliśmy w stronę drzwi głównych. Moja
mama miała zostać w Hanley-on-thames, tak samo jak John. Do Londynu wybierałem
się jedynie ja, Caroline i Giselle. No właśnie, dwie ostatnie delikwentki.
Nigdzie ich nie widziałem.
- Pamiętaj, żeby dawać
jej wszystkie leki, tu masz recepty – przypomniał mi John i podał mi papiery.
- Spokojnie, też jestem
lekarzem – powiedziałem, a on podniósł jedną brew.
- Lekarzem? Póki co, to
ty studiujesz, a nie! – oznajmił i pacnął mnie w czoło. Razem z mamą się
zaśmialiśmy. Jednak gdy zobaczyłem moją przyjaciółkę, nie mogłem uwierzyć, kogo
widzę.
Caroline miała na sobie czarne
legginsy. Wtedy jej nogi nie wyglądały na wychudzone, tylko prezentowały się
niesamowicie, chociaż rudowłosa była dość niska. Założyła białą bluzkę, a do
tego czarny sweter. Nie spodziewałem się po mojej mamie, że aż tak zaszaleje.
Wyglądała naprawdę niesamowicie. Nie mogłem przez dłuższy czas wyjść z podziwu.
Dopiero gdy Giselle zaczęła pstrykać przed moim nosem, nieco się ogarnąłem.
- Hej Romeło, żyjemy! –
krzyknęła mi do ucha. Potrząsnąłem głową i spojrzałem na nią ze zdziwieniem.
Ona tylko się głupio uśmiechała. Co się ze mną działo?
- Co? – zapytałem ze
zdziwienia, a wszyscy wokoło się zaśmiali.
Chwilę później pożegnaliśmy się ze
wszystkimi i zaczęliśmy się kierować w stronę wyjścia. Jednak tuż przed
drzwiami Caroline się zatrzymała i niepewnie popatrzyła na krajobraz za oknem.
Giselle odwróciła się w moją stronę.
- Zaraz przyjdziemy –
oznajmiłem, ale ona nie do końca była do tego przekonana. Wyszła na zewnątrz,
ale nie odeszła zbyt daleko.
Złapałem Caroline za ramiona, a one
zaczęła się we mnie wpatrywać.
- Hej, co się dzieje
Misiaku? – zapytałem, a ona zmarszczyła czoło.
- Zawsze chciałam wyjść
na zewnątrz – wyszeptała. Czyli całe życie była trzymana w zamknięciu.
Przynajmniej się czegoś o niej dowiedziałem, ale wówczas ten fakt był mało
ważny.
- I teraz wyjdziesz,
jedziemy do Londynu! – powiedziałem z entuzjazmem. Ona się nieśmiało
uśmiechnęła.
- Do Londynu – powtórzyła
pod nosem. Wtedy jej uśmiech się poszerzył. – Jedziemy razem do Londynu.
- Tak – potwierdziłem, a
ona złapała mnie za rękę.
- To chyba możemy już
jechać – oznajmiła.
~*~
Znowu jestem frajerem, ale miałam w tym tygodniu konkurs i parę sprawdzianików, więc rozdział pojawia się dopiero dzisiaj!
Następny rozdział pojawi się, w zależności od waszego zainteresowania (czytaj komentarze)
Tak! Ja też zaczynam shippować Harry'ego i Caroline! Fajnie by było jakby odnaleźli się jejrodzice. To nie możliwe by zapadli się pod ziemię, od tak.
OdpowiedzUsuńDo następnego Skarbie <3
Super czekam na next *•*
OdpowiedzUsuńNo i jestem ponownie! :)
OdpowiedzUsuń"A ja zaczynam shippować ciebie i Caroline!" - ja też, ja też, JA TEŻ! *w* Kolejny słodki rozdział ^-^ Widać, że Caroline staje się coraz "normalniejsza" :) I znów - aż przyjemnie się o tym czyta :) I ten wspaniały moment, w którym spotkała się z mamą Harry'ego :')
Mimo że zasmucił minie moment, w którym dziewczyna płakała, cały rozdział był (a właściwie nadal JEST) wspaniały :) Tak, wiem, mówię to o każdym Twoim rozdziale... Ale one naprawdę takie są! :D
Pozdrawiam i życzę ,masy weny! :*
PS.: Przy okazji zapraszam do siebie na trzeci rozdział, którego chyba jeszcze nie widziałaś :) --> http://arrowtales.blogspot.com/2015/02/trapped-rozdzia-3-to-musi-byc-bad.html
Hej Kochana! Wybacz, że dopiero dziś ;)
OdpowiedzUsuńNo więc tak... przewspaniały rozdzialik! Tak... powtarzam nie wiem który raz, ale serio wspaniały :D
jestem smutna, bo mam bardzo niemiłe wrażenie, że opuściła mnie wena do pisanie komentarzy :/ Oj tam, oj tam. Coś nabazgram :D
No więc najbardziej chyba podoba mi się tu to, że ona wreszcie wyszła z tego szpitala! Na to chyba nie tylko ja czekałam :D
I w ogóle to spotkanie z mamą Harry'ego. Miło, ze razem z Johnem pomyśleli (jako jedyni) o ubraniach dla niej xD Mamusia chyba nieźle zaszalała na tych zakupach, skoro Harry aż taki zachwycony :D
Zapraszam przy okazji do mnie na nn, bo chyba nie widziałaś:
http://love-is-a-force.blogspot.com/
i nowego bloga
http://my-madness-mentalroad.blogspot.com/
Wpadnij proszę w wolnej chwilce ;)
Pozdrawiam, ściskam, masy weny życzę, ślę buziaczki :*
(komentarz jak zwykle niesprawdzony :D)
Faaaajne :D
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie :D
http://my-story-of-my-life-niallhoran.blogspot.com/