Siedziałem na tylnym siedzeniu obok Caroline. Dziewczyna przez całą
drogę trzymała mnie za rękę, a w drugiej swojego misia. Widziałem, że była
bardzo podekscytowana, tak samo jak ja. Nic już nie mogło być takie same. Mój
świat obrócił się o 180o. Kompletnie się wszystko zmieniło.
Kiedy
przed nami pojawił się zarys miasta, rudowłosa zaczęła być niespokojna.
- Hej misiek, będzie dobrze – powiedziałem do niej, a
ona się niepewnie uśmiechnęła. Im bliżej byliśmy Londynu, tym ona bardziej się
niecierpliwiła.
W końcu
wjechaliśmy do miasta. Otoczyły nas ruchliwe ulice, malownicze domy i mnóstwo
sklepików. Caroline nie mogła wyjść z podziwu. Przycisnęła nos do szyby i
wszystkiemu się uważnie przyglądała. Niestety, zaczęło padać, ale to nie przeszkodziło
jej w oglądaniu miasta.
- Ale tu fajnie! – oznajmiła dziewczyna. Uśmiechnąłem
się nieznacznie i postanowiłem jej nie przeszkadzać. Musiałem zresztą
wytłumaczyć Giselle, jak dojechać do mojego domu. Kobieta dość słabo radziła
sobie z jazdą po mieście. Ciekaw byłem, jakim cudem ona zdała na prawo jazdy.
- Skręć w lewo – powiedziałem, a ona tego nie zrobiła.
- Mogłeś powiedzieć mi wcześniej – mruknęła i
przeklęła pod nosem. Na jej słowa Caroline się odwróciła i chyba dostała
wytrzeszczu.
- Giselle, co ty powiedziałaś? – zapytała, a ja tylko
zobaczyłem przerażone oczy kobiety w lusterku.
- Przepraszam, wymsknęło mi się – oznajmiła z
uśmiechem mulatka, po czym spojrzała na mnie wściekle. Oczywiście mi się miało
oberwać.
- Teraz słuchaj mnie uważnie – powiedziałem.
- Słuchałam cię cały czas, tylko ty nie potrafisz
tłumaczyć – dogryzła mi, a ja przewróciłem oczami.
- Zjedź na prawy pas, a potem zawróć na skrzyżowaniu.
Przejedziesz do następnego skrzyżowania…
- Skręcę w prawo, a potem w lewo, tam gdzie miałam na
początku, już rozumiem – dokończyła Giselle. Westchnąłem i pokręciłem głową. Kobiety
były nieobliczalne, ale na całe Caroline taka nie była. Chyba.
Odwróciłem się w stronę rudowłosej, a na jej twarzy gościł szeroki
uśmiech.
- Widzę, że ktoś tu się cieszy, bo jesteśmy w Londynie
– powiedziałem, a ona pokiwała twierdząco głową.
- Nawet bardzo – dodała i ponownie zaczęła patrzeć na
krajobraz za oknem.
- Teraz w lewo? – zapytała Giselle, a ja przytaknąłem.
Wówczas stałem się prawdziwym GPS-em. Do mojego mieszkania jechało się przez
wiele uliczek, więc wolałem nie ryzykować zgubienia się. Po kilku chwilach
staliśmy już pod moim domem. Wyszliśmy z samochodu i chciałem jak najszybciej
znaleźć się w mieszkaniu, bo rozpadało się na dobre. Giselle była już pod
drzwiami, ale zauważyłem, że Caroline nie miała zamiaru się ruszyć, tylko stała
z głową odchyloną do góry. Wyciągnęła przed siebie ręce, aby krople mogły
swobodnie opadać na jej skórę.
- Misiu, musimy iść do środka, bo się przeziębisz –
powiedziałem, ale ona nie zwracała na mnie uwagi.
- Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam deszcz –
oznajmiła. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Patrzenie na to, jaka ona była
szczęśliwa, można uznać za zaszczyt. Przytuliłem ją mocno do siebie, a ona
zaczęła skakać.
- Harry, pada deszcz – powiedziała przez śmiech, a ja
skierowałem ją w stronę wejścia do domu.
- Chodź, bo się przeziębisz – oświadczyłem, a ona
podbiegła do Giselle. Ona tez nie mogła się przestać śmiać. Kiedy do nich
podszedłem, olśniło mnie. Dziewczyny popatrzyły na mnie podejrzliwie.
- Czekaj, niech zgadnę. Nie powiedziałeś pani Smith,
że przyjeżdżamy – powiedziała mulatka. Niestety, miała rację.
Giselle
i Caroline zaśmiały się, a ja poczułem jak się czerwienie. Jak mogłem zapomnieć
o tak istotnej rzeczy, jak poinformowanie pani Smith o tym, że będziemy mieć
lokatorkę. Czułem wtedy zażenowanie moją osobą. Jak to zwykle, chciałem sobie
sprzedać kopniaka w tyłek, ale pani psycholog mnie wyręczyła, z tą różnicą, że
ona uderzyła mnie w czoło.
- Harry, najwyższa pora się obudzić! – krzyknęła mi do
ucha, a Caroline patrzyła na mnie, jak na nienormalnego.
- A czy pani Smith mnie polubi? – zapytała z powagą.
Uśmiechnąłem się, po czym przyciągnąłem ją do siebie.
- Pewnie, że cię polubi - zapewniłem ją, a na jej
twarz pojawił się ten piękny uśmiech. Uwielbiałem na niego patrzeć, ale Giselle
nie pozwoliła mi się nim długo nacieszyć.
- Możemy wejść wreszcie do środka? – zapytała z
wyraźną niecierpliwością kobieta. Bez słowa nacisnąłem na klamkę i tak jak się
spodziewałem, drzwi były otwarte. Wszedłem z dziewczynami do środka i
rozejrzałem się po klatce schodowej. Wokół pachniało obiadem gotowanym przez
panią Smith, zapewne rosół. Nieśmiało ruszyłem w stronę mieszkania kobiety.
Usłyszałem jakaś muzykę z lat 70-tych. Były to lata młodości pani Smith i
uwielbiała słuchać radia, który miał repertuar z tamtego okresu. Wszedłem do
środka i przeszedłem przez hol. Od razu w drzwiach kuchni pojawiła się kobieta.
Była naprawdę bardzo zadowolona, że wróciłem. Ja zresztą też.
- Harry, przypomniałeś sobie o starej pani Smith –
zażartowała kobieta, po czym podeszła bliżej i mnie przytuliła.
- Nudno tu bez ciebie było i martwiłam się. Nie było
cię przez miesiąc! – dodała i się odsunęła. Spojrzała za mnie i rozszerzyła
oczy ze zdziwienia, gdy zobaczyła, że stały za mną dziewczyny. O niczym nie
wiedziała, więc nie dziwiło mnie jej zszokowanie.
Odwróciłem się i przyciągnąłem do siebie Caroline. Ona jak zwykle się
uśmiechała.
- Dzień dobry proszę pani. Harry dużo o pani opowiadał
– powiedziała wyciągając rękę w stronę pani Smith. Ona potrząsnęła nią i nadal
nie mogła wyjść ze zdziwienia.
Najpierw
moja mama jej powiedziała, że żyję, a ja to tylko później potwierdziłem. To
tyle.
- Wyglądasz jak koleżanka Harry'ego... – zaczęła
kobieta, ale ja jej przerwałem.
- Bo to ona – oznajmiłem, a pani Smith rozszerzyła
buzię i nie wiedziała co powiedzieć. Jednak po chwili uśmiechnęła się
serdecznie.
- Boże, to cud – powiedziała, po czym przytuliła
Caroline. Ona była nieco zdziwiona reakcją pani Smith, ale nie protestowała.
- Również miło mi panią poznać – odparła nieco
zmieszana. Nie mogłem powstrzymać śmiechu. Pani Smith była bardzo pocieszną
kobietą, którą nieraz ciężko było zrozumieć.
- Dziecko musisz gdzieś spać, mam nadzieję, że nie
wysyłasz jej do hotelu Harry. Oczywiście, że nie, zamieszkasz tutaj. Mam wolne
mieszkanie obok ciebie Harry, tam możesz być ile chcesz! Chodźcie, zaprowadzę
was – mówiła szybko kobieta, tak że ledwo ją można było zrozumieć. Giselle
patrzyła na nią ze zdziwieniem.
- A pani nie znam – powiedziała kobieta do psycholog,
gdy wychodziła z mieszkania.
- Jestem Giselle Carter i jestem przyjaciółką Caroline
– powiedziała kobieta.
- Jest też moją psycholog – wypaliła rudowłosa.
Myślałem, że póki co, nie będzie tak nazywać mulatki, ale najwyraźniej jej to
nie przeszkadzało.
Przez
cały pobyt w szpitalu dziewczyny bardzo się zżyły i to nie było tak, że Giselle
udawała przyjaciółkę Caroline. One naprawdę się zaprzyjaźniły i złączyła je
jakaś nierozerwalna więź. Wydawało mi się to niesamowite i wspaniałe. Nadawały
na tych samych falach, a w dodatku Giselle zasiała w niej mnóstwo odwagi. Ja
bym na pewno nie umiał tego zrobić. Takiej właśnie terapeutki potrzebowała
Caroline. Kobiety, która mogła stać się jej przyjaciółką.
Pani
Smith popatrzyła podejrzliwie po Giselle, ale po chwili się uśmiechnęła.
- Miło mi – powiedziała i zaczęła iść na górę.
Ruszyliśmy za nią i niedługo potem znaleźliśmy się koło mojego mieszkania. Nie
byłem do końca przekonany co do tego mieszkania Caroline samej. Niby była obok,
ale jakoś mi to się nie podobało.
- Myślę, że póki co Caroline może zostać u mnie –
oświadczyłem, a pani Smith spojrzała na mnie jak na lekko niedokołysanego.
- Co ty na to? – zapytała z entuzjazmem Giselle.
Widocznie jej ten pomysł też się podobał. Moja przyjaciółka podniosła oczy do
góry i wyglądała jakby rozpatrzała tę propozycje.
- Jeśli tobie to nie przeszkadza to okay – powiedziała
po chwili dziewczyna, a ja się uśmiechnąłem.
- To ja już was zostawię – oznajmiła pani Smith.
Otworzyłem drzwi i zaprosiłem dziewczyny do środka. Caroline nie miała za dużo
rzeczy, praktycznie nic. Jednak kwestię ciuchów, wolałem zostawić Giselle.
Dziewczyny
weszły do środka, a rudowłosa zaczęła się wszystkiemu uważnie przyglądać.
Wyraźnie zainteresowała ją półka z książkami. Podeszła do niej i przejechała
dłonią po okładkach. Chwilę później stanąłem obok niej, a ona cofnęła się,
żebym ja przytulił. Bardzo to lubiła.
- Podoba ci się tu? – zapytałem wyrywając ją z zadumy.
Odwróciła się i wyglądała na lekko zdezorientowaną, ale po chwili się
uśmiechnęła.
- Pewnie, jest tu ślicznie – powiedziała z uśmiechem.
Giselle również wszystkiemu się uważnie przyglądała.
- Będziesz spać w sypialni, zaraz ciebie do niej
zaprowadzę – powiedziałem. Carolinie zaczęła iść w kierunku kuchni, która
zarazem była jadalnią.
- Wiem, że mieszkanie nie jest bardzo duże – zacząłem,
a dziewczyna się obróciła i uśmiechnęła.
- Harry, tu jest naprawdę ślicznie – zapewniła mnie.
Nie mogłem zapewnić jej jakiś wspaniałych warunków, ale widocznie nie
przeszkadzało jej to bardzo.
- To ja odwiozę samochód mojemu koledze, a wy się
rozgośćcie – zaproponowałem. Nathan mieszkał niedaleko, więc mogłem sobie nawet
pozwolić, żeby wrócić od niego piechotą. Giselle była wyraźnie zadowolona z
tego pomysłu w przeciwieństwie do Caroline.
- A nie mogę pojechać z tobą? – zapytała nieśmiało.
- Misiek, pada i jest zimno – Giselle starała się ją
odciągnąć od tego pomysłu, ale rudowłosa była uparta.
- Nie przeziębię się, naprawdę. Harry proszę –
powiedziała i zaczęła mnie niemalże błagać.
Nie byłem
w stanie jej odmówić. Spojrzałem z uśmiechem na Giselle, a ona podniosła oczy
do góry.
- Jak często ludzie mówią ci, że jesteś
nieodpowiedzialny? – zapytała z ironią, a ja wyszczerzyłem się jak głupi.
- Często – powiedziałem, a ona zaczęła coś mruczeć pod
nosem.
- Masz jej dać jakąś bluzę, a nie, będzie latać po
Londynie w samym swetrze – zażądała terapeutka. Szybko poszedłem do mojej
sypialni i wziąłem to, o co prosiła mulatka. Wróciłem do salonu i wręczyłem
bluzę Caroline. Ona ją założyła i była gotowa do wyjścia.
- Tylko wróćcie szybko – krzyknęła na pożegnanie
dziewczyna.
Wychodząc zabrałem z przedpokoju parasolkę i poszedłem z Caroline do
samochodu.
- To twój kolega ze studii? – zapytała dziewczyna, gdy
wsiedliśmy do auta.
- Ze studiów misiu i owszem – powiedziałem, a
rudowłosa oparła się o siedzenie.
- Daleko mieszka? – spytała ponownie. Zaśmiałem się z
powodu ilości zadawanych przez nią pytań.
- Nie, ale kawałek będziemy musieli przejść –
oznajmiłem, a na moje słowa jej uśmiech się poszerzył.
- Czyli można uznać, że zwiedzimy trochę Londyn? –
zapytała. Zaśmiałem się i wyjechałem na drogę.
- Tak, ale to będzie bardzo naciągane – powiedziałem z
przekąsem. Ona zmarszczyła czoło i wciągnęła policzki.
- Dobra, fakt pozostanie faktem – mówiąc gestykulowała
dłonią.
- No oczywiście – przytaknąłem, a ona się zaśmiała.
- Nabijasz się ze mnie – powiedziała z grymasem. Wtedy
udałem zadziwionego.
- Ja? W życiu! Nigdy bym się z ciebie nie nabijał
słońce – zaprotestowałem, a ona pokręciła przecząco głową.
- Coś ci nie wierzę – powiedziała, a ja spojrzałem na
nią błagalnie.
Podobało mi się to. Takie małe przekomarzanie, to było kompletnie coś
innego niż to, co dotychczas robiłem. Caroline wniosła do mojego życia z powrotem
mnóstwo radości i nieco szaleństwa. Wówczas zobaczyłem, jak bardzo byłem od
niej uzależniony. Kiedy w klasie byłem wytykany palcami, to ona spowodowała, że
stałem się śmielszy. Podczas jej nieobecności, jakakolwiek pewność siebie mnie
opuściła. To było niesamowite, jak jedna osoba potrafiła namieszać w moim
życiu.
- Więcej wiary w ludzi – powiedziałem, a ona otworzyła
buzię.
- Ja już z tobą nie rozmawiam – oznajmiła i siedziała
udając obrażoną. Jednak nie trwało to zbyt długo, bo zaczęła tańczyć do
piosenki, która leciała w radiu.
- Co to jest? – zapytał, gdy kręciła głową w rytm
muzyki.
- Thinking Out Loud – odpowiedziałem, a ona pogłośniła.
Niestety, musiałem to ściszyć, bo moje bębenki wybuchły.
- Nie tak głośno, bo ogłuchniemy – krzyknąłem, bo
muzyka nadal była bardzo głośna. Jednak Caroline nie zwracała na to uwagi.
- Ale to jest ekstra, nie podoba ci się? – zapytała.
Zaśmiałem się na jej słowa.
- Oczywiście, że mi się podoba, byłem nawet na jego
koncercie, ale chcę jeszcze kiedyś go posłuchać – powiedziałem, a ona pokręciła
twierdząco głową. Po chwili obydwoje zaczęliśmy śpiewać, bo Caroline szybko
załapała tekst. Powinienem był skupić się na drodze, ale zabawa z rudowłosą
mnie wciągnęła. Lepiej się bawiłem w samochodzie, niż na jakiejś imprezie.
Jednak
wszystko co dobre kiedyś się kończy. Podjechałem pod dom Nathana i wyłączyłem
silnik.
- Ej zaczęła lecieć jakaś inna, fajna piosenka –
zaprotestowała.
- Nie marudź, tylko wyłaź – powiedziałem, a ona wyszła
z samochodu. Niestety, cały czas padało, więc dziewczyna wzięła parasol. Jednak
zanim go otworzyła, ja zdążyłem do niej podejść.
- Chodź misiu – odparłem, a ona z naburmuszoną miną
poszła ze mną. Stanąłem przed drzwiami i zadzwoniłem dzwonkiem. Chwilę staliśmy
pod drzwiami, kiedy Nathan wreszcie nam otworzył. Wyglądał nie najlepiej,
musiał dzień wcześniej być na jakiejś imprezie. Ubrany był w samą koszulę,
która i tak była pozapinana w cały świat, a do tego jedynie jakieś gacie.
Oceniałem jego stan na "na wpół żywy", ale mniejsza z tym.
- Cześć Harry – mruknął, a brzmieć, też nie brzmiał
najlepiej.
- Hej, oddaję ci samochód – powiedziałem jak gdyby
nigdy nic. On chwilę stał i przetwarzał to, co do niego powiedziałem. Potem
zobaczył Caroline i wyglądał, jakby ktoś oblał go kubłem zimnej wody. Zaczął przeczesywać
włosy i poprawiać koszulę. Razem z rudowłosą zaśmialiśmy się z jego reakcji.
- Nie mówiłeś, że przyjdziesz z koleżanką. Tak to bym
się jakoś ogarnął – zaczął się usprawiedliwiać.
- Nic nie szkodzi – uspokoiła go dziewczyna. On pokręcił
głową i wziął ode mnie kluczyki.
- To chyba lepiej będzie jak wrócisz do łóżka –
powiedziałem, a Nathan przytaknął.
- Tak, pójdę spać, to nie głupie – potwierdził.
Pożegnał się z nami i jak gdyby nigdy nic zamknął drzwi. Jego zachowanie nieco
zdziwiło Caroline, ale nie chciałem jej póki co nic tłumaczyć. Deszcz nie
ustępował, a my musieliśmy wrócić jeszcze do domu. Chociaż ten fakt nie
przeszkadzał Caroline. Wyszliśmy spod domu Nathana i udaliśmy się w stronę
mojego mieszkania.
- Śmieszny jest ten twój kolega – powiedziała
dziewczyna.
- Może trochę – dodałem, a ona wystawiła rękę poza
parasol, żeby krople deszczu mogły swobodnie mogły opadać na jej dłoń. Zapewne
w tamtym momencie Giselle zabiłaby mnie za to, że jej na to pozwalałem, ale
jako że jej tam nie było, nie miałem zamiaru się odzywać. Caroline widziała
deszcz pierwszy raz od 14 lat. To było magiczne i nie chciałem jej przerywać.
- Lubisz deszcz? – zapytała nagle.
- Lubię – odpowiedziałem bez zastanowienia. Ona
odwróciła się w moją stronę i wpatrywała się tymi swoimi zielonymi oczami.
- A za co? – dopytała. Zmarszczyłem czoło i zacząłem
się zastanawiać. Niby oczywiste, ale nie do końca takie proste. Musiała minąć
dłuższa chwila nim dałem jej odpowiedź.
- Wiesz, deszcz to woda, a woda daje życie. Zresztą po
tym jak pada, w powietrzu unosi się taki charakterystyczny zapach i wszystko
wokół jest świeże. I kiedy pada, czuję się...
- Wolny? – dokończyła Caroline. Nadal na nią patrząc
pokiwałem twierdząco głową.
- Właśnie tak – przytaknąłem.
- To dlaczego niesiesz parasol? – zapytała z uśmiechem
dziewczyna. I wtedy mnie lekko zatkała.
- Bo będziesz chora, a z twoim obecnym stanem nie jest
to najlepszy pomysł – starałem się jakoś wybrnąć z sytuacji, a rudowłosa się
zaśmiała.
- A kiedy mój stan będzie już dobry, to będziemy mogli
pójść w deszczu bez parasola? – zapytała. Zaśmiałem się i mocniej ją do siebie
przyciągnąłem.
- Oczywiście, że tak – powiedziałem.
~*~
Następny rozdział pojawi się, w zależności od waszego zainteresowania (czytaj komentarze)
O jejku. Caroline jest świetna. Zadaje dużo pytań i jest przy tym taka śmieszna :)
OdpowiedzUsuńDo następnego Skarbie <3
Oj no hej! "Misiu" słodkie było ;3 Kocham ich razem, pasują do siebie idealnie! ;) W ogólne rozdział bardzo fajny, jeszcze ta sytuacja z Nathanem :D Bezcenne! Ciekawie to musiało wyglądać :D
OdpowiedzUsuńJeszcze raz zapraszam na moje blogi, pozdrawiam! ;)
To opowiadanie z każdym rozdziałem staje się coraz cudowniejsze i coraz bardziej urocze ^-^ No kurczę pani Smith jest taka fajna, Harry taki słodki, a na Caroline już po prostu brak słów *w* Naprawdę, aż się chce uśmiechać, jak się czyta o poprawach jej stanu :3 Sytuacja u Nathana była genialna :'D
OdpowiedzUsuńPisz dalej i to szybko, bo to kocham *w* Nie dość, że masz wspaniały styl, to jeszcze takie niesamowite historie wymyślasz... Kurczę, teraz w dodatku mam wrażenie, że w każdym komentarzu piszę to samo, choć nie mam tego na celu... Za każdym razem chcę po prostu wyrazić swój zachwyt, a lepiej chyba nie potrafię tego zrobić c:
Przy okazji... Czytasz jeszcze arrowtales.blogspot.com? Bo tam trzeci rozdział czeka, a Ty się nie odzywasz... Jak już nie chcesz czytać, to rozumiem (choć nie ukrywam szczególnie smutku, bo to w końcu by była strata cudownej czytelniczki...), tylko mi powiedz :) Żeby nie było, że się narzucam czy wypominam, tylko tak sobie wspominam i się zastanawiam ;)
Hej! :* Tym razem przychodzę, aby Cię poinformować, że właśnie zostałaś nominowana do LBA! :3 Mam nadzieję, że bierzesz udział i odpowiesz na pytania, a jeśli nie, to proszę, napisz mi o tym tutaj: http://arrowtales.blogspot.com/p/nominacje-i-pytania-do-4-5-6-7.html Tu tez znajdziesz więcej informacji ;) Pozdrawiam! :3
OdpowiedzUsuń