Lekko
się poruszyłem. Poczułem niemiłe zimno, które we mnie uderzyło. Nakryłem się
cały kołdrą i starałem się jeszcze zasnąć, ale nie wyszło mi to. Całą noc
uczyłem się do egzaminu, który miał się odbyć dwa dni później. Nie dość, że
musiałem utrwalić wszystkie tematy, to jeszcze dochodziły do tego lekcje, na
których nie byłem obecny. Caroline chciała, żebym co jakiś czas odpoczywał, ale
jej nie posłuchałem. Ostatni raz kazała mi pójść spać koło pierwszej, bo
przyszła do kuchni się napić.
Wiedziałem, że prawdopodobnie był najwyższy czas, żeby wstać, ale nie
chciało mi się. Najchętniej zostałbym w łóżku do końca dnia, nocy, życia.
Jednak musiałem spiąć się w sobie. Wychyliłem głowę zza kołdry i wziąłem do
ręki telefon, który leżał obok kanapy, bo tam wtedy spałem. Oddałem Caroline
sypialnie, więc musiałem sypiać w salonie. Oczywiście, nie przeszkadzało mi to,
ale rudowłosa burzyła się, że nie może mi zabierać miejsca.
Odblokowałem ekran i maksymalnie rozszerzyłem oczy. Była już godzina 13.
Wstałem na równe nogi i rozejrzałem się po pokoju. Musiałem się jakoś ogarnąć.
Giselle
miała przyjechać o 9 po Caroline, bo chciały pojechać na małe zakupy. Nic nie
wskazywało na to, że dziewczyna zaspała tak jak ja. Nie było jej w sypialni ani
nigdzie indziej. Postanowiłem się ubrać, bo łażenie w samych gaciach, gdy
temperatura w pokoju wynosiła jakieś -300°C, nie było najlepszym pomysłem.
Odważyłem się tylko umyć zęby, bo nie miałem najmniejszego zamiaru myć się w
zimnej wodzie. Zresztą, pachnieć źle nie pachniałem. Założyłem jakieś jeansy i
szarą bluzę.
Nie
miałem nic do roboty, więc postanowiłem pójść do pani Smith. Siedziała sama
całe dnie, więc nawet chwilą rozmowy była dla niej czymś wspaniałym.
Zacząłem
się zwlekać po schodach, bo chodzeniem nie mogłem tego nazwać. Jednak zdziwiła
mnie jedna rzecz. Z mieszkania pani Smith dochodziły do mnie odgłosy jakiś
rozmów. Zazwyczaj do kobiety nikt oprócz mnie nie przychodził.
Wszedłem do środka i od razu ruszyłem do kuchni. W środku zastałem panią
Smith, Caroline i Giselle.
Starsza
kobieta razem z moją przyjaciółką stały przy blacie i wyraźnie coś robiły.
Wyglądało jakby szykowały jakiś obiad i mały deser. Przed moim czujnym wzrokiem
ciasteczka pani Smith nigdy się nie ukryją. Jednak zdziwiło mnie to, że kobieta
uczyła moją przyjaciółkę jak to robić. Fakt, Caroline posiadała umiejętności
10-letniego dziecka, ale nieźle sobie radziła. Za to pani terapeutka siedziała
przy stole i jadła jabłko.
Gdy
kobiety zobaczyły, że wszedłem, przestały ze sobą rozmawiać.
- Witam drugie panie - odezwałem się, a mój głos
brzmiał jakbym darł się całą noc.
- Cześć Harry - powiedziała radośnie Caroline.
Uśmiechnąłem się do niej i podszedłem bliżej. Kobiety przygotowywały chyba kurczaka,
bo takowy leżał ja blacie.
- Wybacz, że cię nie obudziłam jak wychodziłam, ale
wiedziałam, że byłeś śpiący - dodała rudowłosa, a ja w tym czasie oparłem się o
ścianę.
- Nie szkodzi misiu i tak jestem martwy - oznajmiłem,
a Giselle się zaśmiała. Spojrzałem na nią ze zdziwieniem.
- Tak to jest, jak się do późna baluje - dogryzła
mulatka.
- Nieprawda, Harry siedział i się uczył - obroniła
mnie Caroline. W dodatku wyglądała na oburzoną zachowaniem Giselle. Oczywiście,
ja bym tych słów nie wziął do siebie, ale rudowłosa nie była tego świadoma.
Terapeutka bez problemu wyczuła o co chodzi.
- Tak się tylko mówi, ale dziękuję, że mnie bronisz -
powiedziałem do przyjaciółki, a ona się zaczerwieniła. Nie mogłem się wtedy
oprzeć i podszedłem do niej od tyłu i się do niej przytuliłem. Ona oparła głowę
na moim ramieniu i nadal pomagała pani Smith.
- A jak ci się spało? - zapytałem.
- Dobrze, przepraszam - powiedziała i odeszła ode
mnie, bo musiała pójść po jakiś ze składników.
- To to? - zapytała pani Smith trzymając w dłoni jakaś
butelkę, a kobieta się zaśmiała.
- Nie dziecko. To jest wino, a my potrzebujemy piwa.
Powinno być w drugiej lodówce. Wystarczy, że pójdziesz do przedpokoju, a tam są
drzwi do spiżarki - wytłumaczyła kobieta. Nie byłem pewien, czy to dobry pomysł,
żeby dziewczyna, która niedawno się odnalazła łaziła po alkohole, ale kto by
mnie posłuchał.
Kiedy
Caroline wyszła, Giselle wstała jak oparzona i do mnie podeszła.
- Mogę być druhną na waszym ślubie? - zapytała z
uśmiechem, a ja myślałem, że ją uduszę. Najpierw John, a potem ona. Czułem jak
zaczynam się robić czerwony i nic nie mogłem na to poradzić.
- Zamiast zajmować się swataniem nas, to byś się
dowiedziała co się z nią działo przez te 14 lat - burknąłem, a z twarzy kobiety
nie schodził ten głupkowaty uśmiech.
- Nie muszę się tym zajmować. Zostawiam to w rękach
boskich - powiedziała i podniosła ręce do góry, po czym śmiejąc się wróciła na
swoje miejsce.
Może i
nadal coś czułem do Caroline, ale przecież nie mogłem zacząć się z nią umawiać!
Chociaż z drugiej strony, jej nie przeszkadzało to, że ją przytulałem czy
pieszczotliwe do niej mówiłem. Sama przecież to robiła. Nie, było zdecydowanie
za wcześnie.
Chwilę
później rudowłosa wróciła do pokoju. Podała pani Smith butelkę i kontynuowały
przyrządzanie obiadu. Ja postanowiłem nakryć do stołu, a nie bezcelownie szwendać
się po kuchni.
Musiałem przyznać, że Caroline zaczynała coraz lepiej sobie radziła.
Martwiło mnie jedynie to, że ludzie mogli jej nie zaakceptować. Była bardzo
wrażliwa i wszystko brała dosłownie. Tak jak z tym, że Giselle mi dogryzła.
Terapeutka na pewno o wszystkim wiedziała, ale mimo to nie byłem pewien czy do
końca wiedziała co robiła. Musiała zdawać przełożonym relacje na temat postępów
Caroline.
Kiedy
wróciłem na uczelnie zaciągnąłem języka i jeden z profesorów powiedział mi, że
na takim etapie na jakim była rudowłosa, ludzie którzy byli porwani, są nieraz
po paru latach. To oznaczało, że robiła duże postępy.
Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść.
- Wyszło wam naprawdę niesamowicie - powiedziałem, a
Caroline i pani Smith się uśmiechnęły.
- A jak było na zakupach? – zapytałem dziewczyn, bo
kompletnie o tym zapomniałem. Giselle spojrzała na rudowłosą, żeby zachęcić ją
do odpowiedzenia na moje pytanie.
- Fajnie, kupiłyśmy parę ubrań, kosmetyków i tyle –
powiedziała szybko, bo wolała jeść. O ile dobrze pamiętałem mogła jeść tamtą
pieczeń, ale powinien był to sprawdzić. Oczywiście o tym zapomniałem.
- Harry będzie musiał cię zobaczyć w tej czerwonej
sukience – odezwała się Giselle. Caroline zsunęła się lekko z krzesła, bo
wyraźnie to co powiedziała terapeutka ją speszyło. Zaśmiałem się i złapałem ją
za rękę, żeby dodać jej otuchy. Ona się niepewnie uśmiechnęła i ponownie
zaczęła jeść.
- Nie wszystko naraz – upomniałem Giselle, a ona
spojrzała na mnie, jakby chciała mnie zabić. Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy,
a terapeutka w tym czasie zrobiła się nieco niespokojna. Znałem ten jej wyraz
twarzy, chciała ponownie podjąć próbę rozmowy z Caroline na temat tego, co
działo się z nią podczas jej zaginięcia.
- Co lubisz robić jak ci się nudzi? – zapytała ją.
Rudowłosa spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- Czytam książki – odpowiedziała nieco niepewnie.
Widocznie nie była pewna tego, co mogła chcieć zrobić Giselle.
- A kiedy ciebie nie było, też czytałaś książki? -
dopytała terapeutka. Caroline wówczas wyraźnie się spięła.
- T-tak - wyjąkała. Wyglądała na naprawdę
przestraszoną i bardzo mi się to nie podobało. Kiedy ona źle się czuła, ja też
nie trzymałem się najlepiej. Bolało mnie to, gdy ona była nieszczęśliwa.
- A skąd miałaś książki? - zapytała Giselle. Caroline
oblizała wargę i odłożyła sztućce na talerz.
- Przepraszam, ale nie jestem już głodna - oznajmiła i
wstała od stołu. Usłyszałem głośne westchnięcie Giselle.
Byłem
wtedy zły. Wiedziałem, że terapeutka chciała dobrze, ale jednak Caroline się
zdenerwowała. Czułem, że nie powinienem był tak myśleć, ale z drugiej strony
chciałem za wszelką cenę chronić rudowłosą.
- Zobacz, co narobiłaś - powiedziałem ostro do
Giselle, po czym wstałem, żeby dogonić Caroline.
- Nie pouczaj mnie! - krzyknęła do mnie mulatka.
Jednak nie zwróciłem na nią uwagi. Wyszedłem szybko z mieszkania i usłyszałem
tylko kroki mojej przyjaciółki na schodach. Zacząłem po nich wbiegać krzycząc
imię rudowłosej. W dodatku słyszałem jej szloch, który dodatkowo rozrywał mi
serce. Chciałem jak najszybciej znaleźć się koło niej.
Wbiegła do
mieszkania i ruszyła w stronę sypialni. Wtedy nieco zwolniłem i stanąłem w
drzwiach.
Dziewczyna siedziała na łóżku i przytulała swojego misia. Widziałem, że
po jej policzkach płynęły łzy. Starała się jakoś opanować, ale nie mogła.
Podszedłem do łóżka i usiadłem obok mojej przyjaciółki. Ona automatycznie
wtuliła się w mój tors. Przyciągnąłem ją tak, że siedział na moich kolanach.
Dziewczyna nadal cicho łkała i moja bluza powoli robiła się mokra, jednak nie
przejmowałem się tym. Bolało mnie to, że rudowłosa dostała załamania. Była cała
roztrzęsiona i to doprowadzało mnie do smutku. Chciałem ją chronić, a nie
sprawiać jeszcze większą przykrość.
Nie wiem
ile czasu mogło minąć, ale siedzieliśmy tam dość długo. Cały czas głaskałem
Caroline po plecach. Zdawało mi się, że to ją uspokajało i miałem rację.
Dziewczyna coraz mniej płakała i zdawała się być względnie spokojna.
Po chwili
oddaliła się ode mnie, a ja otarłem jej policzek z łez.
- Już jest okay? - zapytałem, a ona pokręciła
twierdząco głową.
- A chcesz się napić herbaty? - spytałem, a na jej
twarzy pojawił się mały uśmiech.
- Tak, ale to zaraz. Możesz jeszcze chwilę ze mną
posiedzieć? - zapytała, a ja się uśmiechnąłem.
- Oczywiście, że z tobą zostanę myszko - powiedziałem,
a ona ponownie wtuliła się we mnie.
~*~
Możecie mnie zbić, udusić, powiesić, co chcecie! Przepraszam, że tak późno dodałam rozdział, ale...No nawet nie za bardzo mam się jak usprawiedliwić (dobra zapomniałam :P wybaczcie, ale na serio, myślałam, że dodałam :P)
W notce chciałabym przeprosić tych, których opowiadania czytam, a nie zajrzałam do was ostatnio. Baaaaardzoooo was przepraszam, obiecuję, ze w tym tygodniu to nadrobię i oczywiście, że wasze opowiadania mi się nie znudziły czy coś. Po prostu jakoś nie miałam siły czegoś czytać, a jeżeli zmusiłabym się do tego to mogłabym nie dostrzec jakiś ważnych elementów (tak to jest jak ma się atak weny)
No i btw, jeżeli nie są wam straszne wątki homoseksualne i tym podobne to chciałabym was zaprosić na mojego one shota The Song of Nesteros (tak to jest mój Tumblr) inspirowane Grą o Tron (której 5 sezon wychodzi już 12 kwietnia!!!) Mam nadzieję, że wam się spodoba ;)
Długa ta notka, ale wszystko musiałam wyjaśnić :*
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńDo następnego Skarbie <3
Ha! Super rozdział :D Poranek Harry'ego był fajny ;) Wstawać o 13? U mnie by to nie przeszło xD A co do ślubu to wybacz kochana Giselle, ale miejsce druhny już zarezerwowane!! Muahahah (dla mnie xD)
OdpowiedzUsuńKurcze, Harry chyba trochę za bardzo na nią naskoczył, ale trudno ;) Martwi się o Caroline.
I teraz najważniejsze... Dlaczego w takim momencie skończyłaś?! Miałam nadzieję, że Caroline wytłumaczy Harry'emu co się z nią dzaiło przez te 14 lat... O Ty niedobra!
Wcale nie sądzę, że zapomniałaś o opowiadaniach ;) Czasem zdarzy się taki nawał pracy i jest to w zupełności zrozumiałe ;) Tylko u mnie chyba nie ma czego nadrabiać ;) (zrozumiesz jak wejdziesz na bloga ;) chyba, że już byłaś :D)
No dobra, nie rozpisuję się więcej. Mam nadzieję, że teraz będziesz miała trochę spokoju ;)
Pozdrowionka, życzę weny!! ;)
(co tu pisać...? komentarz jak zwykle niesprawdzony xD)
Jejku :) wspaniały rozdział :) Ty dziewczyno masz talent i to ogromny.
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i zapraszam do mnie :)
linki w zakładce your blogs
Hej :) Przepraszam, że jestem dopiero teraz, ale wcześniej niestety nie miałam zbyt wiele czasu :<
OdpowiedzUsuńLuudzie, rozdział taki świetny *w* To znaczy, na końcu było tak smutno trochę plus ciekawość wciąż niezaspokojona, bo Caroline nie chce mówić o swojej przeszłości, ale w każdym razie bardzo bardzo mi się podobał :3
Ogólnie Giselle jest strasznie fajna i super, że zaprzyjaźniła się z Caroline, ale w tym rozdziale mam wrażenie, że jakoś tak dziwnie się zachowywała :( A może to tylko takie wrażenie? ;)
Mniejsza, najważniejsze, że jest idealnie ♥
Mówiłam Ci już kiedyś, że kocham to opowiadanie? Jeśli nie, to teraz oficjalnie to mówię, jeśli tak, to oficjalnie powtarzam: KOCHAM TO OPOWIADANIE *w* Kurczę, zakochałam się w nim od samego początku i bardzo się z tego cieszę, bo teraz wciąż mogę się nim cieszyć ^-^
Na koniec tylko taki mały błąd znalazłam: "Musiałem przyznać, że Caroline >zaczynała< coraz lepiej sobie radziła." :)
Pozdrawiam i życzę oceanu weny, czekam na kolejny! :*
PS.: Zapraszam do siebie na trzeci oraz czwarty rozdział :3 Przy okazji przypominam, że nominowałam Cię do LBA ♥
arrowtales.blogspot.com