29 marca 2015

Chapter 11

            Lekko się poruszyłem. Poczułem niemiłe zimno, które we mnie uderzyło. Nakryłem się cały kołdrą i starałem się jeszcze zasnąć, ale nie wyszło mi to. Całą noc uczyłem się do egzaminu, który miał się odbyć dwa dni później. Nie dość, że musiałem utrwalić wszystkie tematy, to jeszcze dochodziły do tego lekcje, na których nie byłem obecny. Caroline chciała, żebym co jakiś czas odpoczywał, ale jej nie posłuchałem. Ostatni raz kazała mi pójść spać koło pierwszej, bo przyszła do kuchni się napić.
         Wiedziałem, że prawdopodobnie był najwyższy czas, żeby wstać, ale nie chciało mi się. Najchętniej zostałbym w łóżku do końca dnia, nocy, życia. Jednak musiałem spiąć się w sobie. Wychyliłem głowę zza kołdry i wziąłem do ręki telefon, który leżał obok kanapy, bo tam wtedy spałem. Oddałem Caroline sypialnie, więc musiałem sypiać w salonie. Oczywiście, nie przeszkadzało mi to, ale rudowłosa burzyła się, że nie może mi zabierać miejsca.    
          Odblokowałem ekran i maksymalnie rozszerzyłem oczy. Była już godzina 13. Wstałem na równe nogi i rozejrzałem się po pokoju. Musiałem się jakoś ogarnąć.
       Giselle miała przyjechać o 9 po Caroline, bo chciały pojechać na małe zakupy. Nic nie wskazywało na to, że dziewczyna zaspała tak jak ja. Nie było jej w sypialni ani nigdzie indziej. Postanowiłem się ubrać, bo łażenie w samych gaciach, gdy temperatura w pokoju wynosiła jakieś -300°C, nie było najlepszym pomysłem. Odważyłem się tylko umyć zęby, bo nie miałem najmniejszego zamiaru myć się w zimnej wodzie. Zresztą, pachnieć źle nie pachniałem. Założyłem jakieś jeansy i szarą bluzę.
       Nie miałem nic do roboty, więc postanowiłem pójść do pani Smith. Siedziała sama całe dnie, więc nawet chwilą rozmowy była dla niej czymś wspaniałym.
        Zacząłem się zwlekać po schodach, bo chodzeniem nie mogłem tego nazwać. Jednak zdziwiła mnie jedna rzecz. Z mieszkania pani Smith dochodziły do mnie odgłosy jakiś rozmów. Zazwyczaj do kobiety nikt oprócz mnie nie przychodził.
         Wszedłem do środka i od razu ruszyłem do kuchni. W środku zastałem panią Smith, Caroline i Giselle.
         Starsza kobieta razem z moją przyjaciółką stały przy blacie i wyraźnie coś robiły. Wyglądało jakby szykowały jakiś obiad i mały deser. Przed moim czujnym wzrokiem ciasteczka pani Smith nigdy się nie ukryją. Jednak zdziwiło mnie to, że kobieta uczyła moją przyjaciółkę jak to robić. Fakt, Caroline posiadała umiejętności 10-letniego dziecka, ale nieźle sobie radziła. Za to pani terapeutka siedziała przy stole i jadła jabłko.
       Gdy kobiety zobaczyły, że wszedłem, przestały ze sobą rozmawiać.
- Witam drugie panie - odezwałem się, a mój głos brzmiał jakbym darł się całą noc.
- Cześć Harry - powiedziała radośnie Caroline. Uśmiechnąłem się do niej i podszedłem bliżej. Kobiety przygotowywały chyba kurczaka, bo takowy leżał ja blacie.
- Wybacz, że cię nie obudziłam jak wychodziłam, ale wiedziałam, że byłeś śpiący - dodała rudowłosa, a ja w tym czasie oparłem się o ścianę.
- Nie szkodzi misiu i tak jestem martwy - oznajmiłem, a Giselle się zaśmiała. Spojrzałem na nią ze zdziwieniem.
- Tak to jest, jak się do późna baluje - dogryzła mulatka.
- Nieprawda, Harry siedział i się uczył - obroniła mnie Caroline. W dodatku wyglądała na oburzoną zachowaniem Giselle. Oczywiście, ja bym tych słów nie wziął do siebie, ale rudowłosa nie była tego świadoma.
Terapeutka bez problemu wyczuła o co chodzi.
- Tak się tylko mówi, ale dziękuję, że mnie bronisz - powiedziałem do przyjaciółki, a ona się zaczerwieniła. Nie mogłem się wtedy oprzeć i podszedłem do niej od tyłu i się do niej przytuliłem. Ona oparła głowę na moim ramieniu i nadal pomagała pani Smith.
- A jak ci się spało? - zapytałem.
- Dobrze, przepraszam - powiedziała i odeszła ode mnie, bo musiała pójść po jakiś ze składników.
- To to? - zapytała pani Smith trzymając w dłoni jakaś butelkę, a kobieta się zaśmiała.
- Nie dziecko. To jest wino, a my potrzebujemy piwa. Powinno być w drugiej lodówce. Wystarczy, że pójdziesz do przedpokoju, a tam są drzwi do spiżarki - wytłumaczyła kobieta. Nie byłem pewien, czy to dobry pomysł, żeby dziewczyna, która niedawno się odnalazła łaziła po alkohole, ale kto by mnie posłuchał.
     Kiedy Caroline wyszła, Giselle wstała jak oparzona i do mnie podeszła.
- Mogę być druhną na waszym ślubie? - zapytała z uśmiechem, a ja myślałem, że ją uduszę. Najpierw John, a potem ona. Czułem jak zaczynam się robić czerwony i nic nie mogłem na to poradzić.
- Zamiast zajmować się swataniem nas, to byś się dowiedziała co się z nią działo przez te 14 lat - burknąłem, a z twarzy kobiety nie schodził ten głupkowaty uśmiech.
- Nie muszę się tym zajmować. Zostawiam to w rękach boskich - powiedziała i podniosła ręce do góry, po czym śmiejąc się wróciła na swoje miejsce.
        Może i nadal coś czułem do Caroline, ale przecież nie mogłem zacząć się z nią umawiać! Chociaż z drugiej strony, jej nie przeszkadzało to, że ją przytulałem czy pieszczotliwe do niej mówiłem. Sama przecież to robiła. Nie, było zdecydowanie za wcześnie.
        Chwilę później rudowłosa wróciła do pokoju. Podała pani Smith butelkę i kontynuowały przyrządzanie obiadu. Ja postanowiłem nakryć do stołu, a nie bezcelownie szwendać się po kuchni.
          Musiałem przyznać, że Caroline zaczynała coraz lepiej sobie radziła. Martwiło mnie jedynie to, że ludzie mogli jej nie zaakceptować. Była bardzo wrażliwa i wszystko brała dosłownie. Tak jak z tym, że Giselle mi dogryzła. Terapeutka na pewno o wszystkim wiedziała, ale mimo to nie byłem pewien czy do końca wiedziała co robiła. Musiała zdawać przełożonym relacje na temat postępów Caroline.
       Kiedy wróciłem na uczelnie zaciągnąłem języka i jeden z profesorów powiedział mi, że na takim etapie na jakim była rudowłosa, ludzie którzy byli porwani, są nieraz po paru latach. To oznaczało, że robiła duże postępy.
          Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść.
- Wyszło wam naprawdę niesamowicie - powiedziałem, a Caroline i pani Smith się uśmiechnęły.
- A jak było na zakupach? – zapytałem dziewczyn, bo kompletnie o tym zapomniałem. Giselle spojrzała na rudowłosą, żeby zachęcić ją do odpowiedzenia na moje pytanie.
- Fajnie, kupiłyśmy parę ubrań, kosmetyków i tyle – powiedziała szybko, bo wolała jeść. O ile dobrze pamiętałem mogła jeść tamtą pieczeń, ale powinien był to sprawdzić. Oczywiście o tym zapomniałem.
- Harry będzie musiał cię zobaczyć w tej czerwonej sukience – odezwała się Giselle. Caroline zsunęła się lekko z krzesła, bo wyraźnie to co powiedziała terapeutka ją speszyło. Zaśmiałem się i złapałem ją za rękę, żeby dodać jej otuchy. Ona się niepewnie uśmiechnęła i ponownie zaczęła jeść.
- Nie wszystko naraz – upomniałem Giselle, a ona spojrzała na mnie, jakby chciała mnie zabić. Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, a terapeutka w tym czasie zrobiła się nieco niespokojna. Znałem ten jej wyraz twarzy, chciała ponownie podjąć próbę rozmowy z Caroline na temat tego, co działo się z nią podczas jej zaginięcia.
- Co lubisz robić jak ci się nudzi? – zapytała ją. Rudowłosa spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- Czytam książki – odpowiedziała nieco niepewnie. Widocznie nie była pewna tego, co mogła chcieć zrobić Giselle.
- A kiedy ciebie nie było, też czytałaś książki? - dopytała terapeutka. Caroline wówczas wyraźnie się spięła.
- T-tak - wyjąkała. Wyglądała na naprawdę przestraszoną i bardzo mi się to nie podobało. Kiedy ona źle się czuła, ja też nie trzymałem się najlepiej. Bolało mnie to, gdy ona była nieszczęśliwa.
- A skąd miałaś książki? - zapytała Giselle. Caroline oblizała wargę i odłożyła sztućce na talerz.
- Przepraszam, ale nie jestem już głodna - oznajmiła i wstała od stołu. Usłyszałem głośne westchnięcie Giselle.
       Byłem wtedy zły. Wiedziałem, że terapeutka chciała dobrze, ale jednak Caroline się zdenerwowała. Czułem, że nie powinienem był tak myśleć, ale z drugiej strony chciałem za wszelką cenę chronić rudowłosą.
- Zobacz, co narobiłaś - powiedziałem ostro do Giselle, po czym wstałem, żeby dogonić Caroline.
- Nie pouczaj mnie! - krzyknęła do mnie mulatka. Jednak nie zwróciłem na nią uwagi. Wyszedłem szybko z mieszkania i usłyszałem tylko kroki mojej przyjaciółki na schodach. Zacząłem po nich wbiegać krzycząc imię rudowłosej. W dodatku słyszałem jej szloch, który dodatkowo rozrywał mi serce. Chciałem jak najszybciej znaleźć się koło niej.
      Wbiegła do mieszkania i ruszyła w stronę sypialni. Wtedy nieco zwolniłem i stanąłem w drzwiach.
       Dziewczyna siedziała na łóżku i przytulała swojego misia. Widziałem, że po jej policzkach płynęły łzy. Starała się jakoś opanować, ale nie mogła. Podszedłem do łóżka i usiadłem obok mojej przyjaciółki. Ona automatycznie wtuliła się w mój tors. Przyciągnąłem ją tak, że siedział na moich kolanach. Dziewczyna nadal cicho łkała i moja bluza powoli robiła się mokra, jednak nie przejmowałem się tym. Bolało mnie to, że rudowłosa dostała załamania. Była cała roztrzęsiona i to doprowadzało mnie do smutku. Chciałem ją chronić, a nie sprawiać jeszcze większą przykrość.
      Nie wiem ile czasu mogło minąć, ale siedzieliśmy tam dość długo. Cały czas głaskałem Caroline po plecach. Zdawało mi się, że to ją uspokajało i miałem rację. Dziewczyna coraz mniej płakała i zdawała się być względnie spokojna.
       Po chwili oddaliła się ode mnie, a ja otarłem jej policzek z łez.
- Już jest okay? - zapytałem, a ona pokręciła twierdząco głową.
- A chcesz się napić herbaty? - spytałem, a na jej twarzy pojawił się mały uśmiech.
- Tak, ale to zaraz. Możesz jeszcze chwilę ze mną posiedzieć? - zapytała, a ja się uśmiechnąłem.

- Oczywiście, że z tobą zostanę myszko - powiedziałem, a ona ponownie wtuliła się we mnie.

~*~

Możecie mnie zbić, udusić, powiesić, co chcecie! Przepraszam, że tak późno dodałam rozdział, ale...No nawet nie za bardzo mam się jak usprawiedliwić (dobra zapomniałam :P wybaczcie, ale na serio, myślałam, że dodałam :P)
W notce chciałabym przeprosić tych, których opowiadania czytam, a nie zajrzałam do was ostatnio. Baaaaardzoooo was przepraszam, obiecuję, ze w tym tygodniu to nadrobię i oczywiście, że wasze opowiadania mi się nie znudziły czy coś. Po prostu jakoś nie miałam siły czegoś czytać, a jeżeli zmusiłabym się do tego to mogłabym nie dostrzec jakiś ważnych elementów (tak to jest jak ma się atak weny)
No i btw, jeżeli nie są wam straszne wątki homoseksualne i tym podobne to chciałabym was zaprosić na mojego one shota The Song of Nesteros (tak to jest mój Tumblr) inspirowane Grą o Tron (której 5 sezon wychodzi już 12 kwietnia!!!) Mam nadzieję, że wam się spodoba ;)
Długa ta notka, ale wszystko musiałam wyjaśnić :*

4 komentarze:

  1. Świetny rozdział!
    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha! Super rozdział :D Poranek Harry'ego był fajny ;) Wstawać o 13? U mnie by to nie przeszło xD A co do ślubu to wybacz kochana Giselle, ale miejsce druhny już zarezerwowane!! Muahahah (dla mnie xD)
    Kurcze, Harry chyba trochę za bardzo na nią naskoczył, ale trudno ;) Martwi się o Caroline.
    I teraz najważniejsze... Dlaczego w takim momencie skończyłaś?! Miałam nadzieję, że Caroline wytłumaczy Harry'emu co się z nią dzaiło przez te 14 lat... O Ty niedobra!
    Wcale nie sądzę, że zapomniałaś o opowiadaniach ;) Czasem zdarzy się taki nawał pracy i jest to w zupełności zrozumiałe ;) Tylko u mnie chyba nie ma czego nadrabiać ;) (zrozumiesz jak wejdziesz na bloga ;) chyba, że już byłaś :D)
    No dobra, nie rozpisuję się więcej. Mam nadzieję, że teraz będziesz miała trochę spokoju ;)
    Pozdrowionka, życzę weny!! ;)
    (co tu pisać...? komentarz jak zwykle niesprawdzony xD)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku :) wspaniały rozdział :) Ty dziewczyno masz talent i to ogromny.
    Życzę dużo weny i zapraszam do mnie :)
    linki w zakładce your blogs

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej :) Przepraszam, że jestem dopiero teraz, ale wcześniej niestety nie miałam zbyt wiele czasu :<
    Luudzie, rozdział taki świetny *w* To znaczy, na końcu było tak smutno trochę plus ciekawość wciąż niezaspokojona, bo Caroline nie chce mówić o swojej przeszłości, ale w każdym razie bardzo bardzo mi się podobał :3
    Ogólnie Giselle jest strasznie fajna i super, że zaprzyjaźniła się z Caroline, ale w tym rozdziale mam wrażenie, że jakoś tak dziwnie się zachowywała :( A może to tylko takie wrażenie? ;)
    Mniejsza, najważniejsze, że jest idealnie ♥
    Mówiłam Ci już kiedyś, że kocham to opowiadanie? Jeśli nie, to teraz oficjalnie to mówię, jeśli tak, to oficjalnie powtarzam: KOCHAM TO OPOWIADANIE *w* Kurczę, zakochałam się w nim od samego początku i bardzo się z tego cieszę, bo teraz wciąż mogę się nim cieszyć ^-^
    Na koniec tylko taki mały błąd znalazłam: "Musiałem przyznać, że Caroline >zaczynała< coraz lepiej sobie radziła." :)
    Pozdrawiam i życzę oceanu weny, czekam na kolejny! :*
    PS.: Zapraszam do siebie na trzeci oraz czwarty rozdział :3 Przy okazji przypominam, że nominowałam Cię do LBA ♥
    arrowtales.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń