Stałem uważnie wpatrując się w moją mamę. Niby nie powinna mnie była
dziwić jej obecność, ale nadal nie do końca mogłem uwierzyć, że przyszła do
szpitala.
Nawet nie
zorientowałem się, kiedy odeszła od nas Giselle. Zostawiła mnie sam na sam z
moją mamą.
Była
ona najwspanialszą kobietą pod słońcem. Nazywała się Anne i miała już 50 lata,
ale nadal wyglądała wspaniale, zrozumiałe, moja mama. Wtedy jej ciemno
kasztanowe włosy upięła w wysoki koński ogon. O dziwo, nie dostrzegłem na jej
twarzy makijażu, który często nakładała. Wyglądała na zmęczoną i zmartwioną.
Świadczyły o tym chociażby jej wory pod oczami i wyraz twarzy. W ogóle
wyglądała, jakby przed chwilą wyszła z łóżka i przyjechała do szpitala.
- Cześć mamo – powiedziałem. Ona podeszła i mnie
przytuliła. Nie wiedząc dlaczego to zrobiła, stałem tam lekko oszołomiony.
Musiała minąć chwila zanim przytuliłem mamę. Usłyszałem wówczas jej płacz.
- Mamo, co się stało? – zapytałem niepewnie. Nie
lubiłem, kiedy moi bliscy byli smutni. Chciałem, żeby im było zawsze ja
najlepiej. Tym bardziej, że nie mogłem zrozumieć, czemu moja mama tak się
zachowała.
- Martwiłam się – odpowiedziała i odsunęła się ode
mnie, żeby móc mi się uważnie przyjrzeć.
- Nie dzwoniłeś, ani nic. Bałam się, że mogłeś mieć
wypadek – mówiła dalej, a ja miałem ochotę sprzedać sobie porządnego kopa w
tyłek. Przez cały ten czas, byłem tak przejęty Caroline, że nawet nie
zadzwoniłem do własnej mamy. Byłem bardzo nieogarnięty i nieodpowiedzialny.
- Przepraszam, ale… – zacząłem, żeby wytłumaczyć jej
wszystko, ale ona pokiwała ręką, żebym nic nie mówił.
- Dzwonił do mnie John i wszystko wyjaśnił –
powiedziała szybko. Głośno westchnąłem. Przynajmniej on pomyślał o mojej mamie,
a ja głupi nie.
- Mamo, naprawdę nie wiem, co może mnie usprawiedliwić
– odparłem.
- Czy to naprawdę ona? – zapytała cicho. Musiałem
wziąć głęboki wdech. Czułem dziwny niepokój, nie wiedziałem czemu.
- Tak – odpowiedziałem. Moja mama położyła rękę na
ustach.
- Boże, to cud – wyszeptała. Wyglądała na kompletnie
nieobecną. Jakby nad czymś rozmyślała. Chociaż nie dziwiłem się jej. Wszystko
co wydarzyło się w przeciągu ostatnich godzin było czymś niewyobrażalnym,
dziwnym. Można było uznać, że to był kolejny materiał na scenariusz do filmu,
ale to się działo. Nie było iluzją tylko rzeczywistością.
- Wiem mamo – powiedziałem. Wtedy spojrzała na mnie i
zmartwiłem się tym, że nie potrafiłem odczytać z jej twarzy żadnych emocji. Tak
diametralna zmiana w ciągu chwili.
- A jak się ona czuje? – zapytałam szybko. Jej ton głosu
też niczego nie wykazywał.
- Nawet nieźle się trzyma pod względem psychicznym.
Jednak z jej stanem fizycznym najlepiej nie jest – oznajmiłem. Mama głośno
westchnęła.
- A kto się nią zajmie? – spytała, a ja się bardzo,
ale to bardzo zdziwiłem. Czy moja mama nie znała tak oczywistej odpowiedzi? Bo
chyba raczej nie myślała...Nie, nie wierzyłem, że mogła sądzić, że odetnę się
od Caroline.
- Jak to kto? Oczywiście, że ja – odparłem bez
zastanowienia. Moja mam wtedy przewróciła oczami i założyła ręce na piersi. Nie
wyglądała wtedy na bardzo zadowoloną. Nie mogłem pojąć jej zachowania. A może
mój mózg nie był jeszcze w pełni sprawny. Wiadomość o śmierci porywacza
Caroline, to za dużo jak na kilkanaście minut po przebudzeniu.
- O co ci chodzi? – zapytałem ze zdziwieniem.
- O to, że nie możesz się jej poświęcić – powiedziała
ostro moja mama. Rozszerzyłem maksymalnie oczy. Nie spodziewałem się tego po
niej. Jak ona w ogóle mogła się tak zachowywać? To była czysta hipokryzja.
- Mamo, co ci jest? – zapytałem ze względnym spokojem.
Nie miałem ochoty kłócić się przy całym szpitalu. Zresztą nie chciałem krzyczeć
na mamę, a wiedziałem, że byłem zdolny to zrobić. To byłoby nie do pomyślenia.
- Nie udawaj teraz Harry. Masz studia i staż w
świetnym szpitalu. Nie pozwolę, żebyś to wszystko dla niej porzucił – oznajmiła
ostro moja mama. Aż otworzyłem usta z niedowierzenia.
Anne
Grace, najspokojniejszy człowiek na świecie, wypowiedziała takie słowa. To nie
mieściło się w głowie. Ona nigdy w życiu nie mówiła czegoś podobnego. A wtedy
wyjechała z czymś takim. Nie, zdecydowanie niedosłyszałem.
- Co? – zapytałem cicho. Moja mama nadal miała surowy
wyraz twarzy.
- Mówię o tym, że nie pozwolę ci zmarnować sobie
życia. Już dużo czasu jej poświęcałeś. Nie chodziłeś z kolegami na imprezy, bo
o niej rozmyślałeś. Zaczekaj, nie chciałeś mieć kolegów! Nic nie chciałeś
robić, za wyjątkiem łażenia po mieście, żeby tylko z nikim nie przebywać –
mówiła ze wściekłością w głosie. Co jej się stało? Przecież to była
najwspanialsza kobieta na Ziemi, dlaczego się tak zachowywała.
- Mamo, bardzo cię proszę uspokój się – powiedziałem z
opanowaniem. Kobieta złapała się wtedy za głowę. Zobaczyłem, że ponownie
zaczęła płakać.
- Nie mogę się uspokoić! – krzyknęła Anne.
Kompletnie
nie wiedziałem, co mam wtedy robić. Przecież nie do pomyślenia było, żeby
zaczął podnosić głos na moją własną mamę. Jednak ona nie miała najmniejszego
zamiaru chociaż trochę spasować.
- Hej, jest w porządku – odparłem, a ona położyła dłoń
na czole.
- Nie, nie jest. Nie rozumiesz jak to jest patrzeć,
kiedy twój ukochany syn odcina się od świata. Harry, ty nigdy z nikim nie
chciałeś rozmawiać. Nie miałeś znajomych, życia. Wszystko co robiłeś, było
poświęcone Caroline. Kiedy cokolwiek starałam się zrobić, ty od razu się
zamykałeś. To jest potworne uczucie, kiedy muszę bezsilnie patrzeć jak mój syn
gaśnie – mówiła łkając. Wtedy ją przytuliłem.
Moja mama nigdy nie miała lekko. Musiała całe życie ciężko pracować,
była kwiaciarką. Bywała w pracy po kilkanaście godzin dziennie, a w domu czekał
na nią kolejny ogrom pracy. Starałem się z tatą jak mogliśmy, żeby jej pomóc.
Jednak nieraz marnie nam to wychodziło. W dodatku byłem, jaki byłem. Zamknięty
w sobie, rzadko nawiązywałem jakąś rozmowę. Wolałem zamknąć się w pokoju i
oddać się myślą „Co by było gdyby Caroline tu była”. Moja mama przez to wpadała
w szał. Starała się mnie jakoś ożywić, ale nawet jej marnie to wychodziło.
Caroline dawała mi chociaż garstkę pewności siebie. Zresztą taką miałem naturę.
Nie mogłem nic poradzić na to, że byłem typem samotnika.
- Ja nie chcę, żeby ktoś mi odebrał syna. Zrozum, to bolało,
kiedy patrzyłam, że nikniesz – powiedziała moja mama, gdy już nieco się
uspokoiła. Uśmiechnąłem się do niej niepewnie.
- Nikt tobie mnie nie zabierze. Zawsze będę twoim
małym synkiem i nic tego nie zmieni – powiedziałem, a kobieta się uśmiechnęła.
- Wiem, ale wiesz, dlaczego się martwię? Nie chcę
żebyś wszystko nagle rzucił – oznajmiła mama. Pokiwałem niepewnie głową.
- Nie rzucę. Jednak jesteś świadoma, że ona nikogo tu
nie ma. Muszę jej pomóc – powiedziałem, a moja mama westchnęła.
- Wiem – odparła z delikatnym uśmiechem.
Nastąpiła wtedy między nami niezręczna cisza. Kobieta zaczęła masować
swoje dłonie. To było ewidentnie objawom lekkiego zakłopotania.
- Nie chcesz iść się z nią spotkać? – zapytałem z
lekką niepewnością. Ona wzięła głęboki wdech i podniosła oczy do góry. To
zachowanie nie wróżyło, że wpadnie w euforię.
- Nie mam za bardzo po co. Jeszcze nie nadszedł czas,
żebym mogła z nią normlanie porozmawiać. Zresztą przyjechałam tu tylko po to,
żeby dać ci jakieś ubrania, ręcznik i kosmetyczkę, bo jak zapewne zapomniałeś o
tym, że trzeba się myć – powiedziała nieco wymijająco, ale z uśmiechem.
Jednak miała rację. Zdecydowanie nie pachniałem kwiatkami, a raczej
wiejskim porządnym powietrzem. Prysznic by mi się przydał.
- Jesteś wspaniała – powiedziałem. Mama pokręciła
głową i się cicho zaśmiała.
- Wspominałeś już kiedyś o tym – oznajmiła podając mi
torbę z rzeczami. Wziąłem ją od niej. - Muszę już iść, kwiaciarnia sama się nie
otworzy – oświadczyła.
Jak zwykle, wszędzie się gdzieś spieszyła. Nie mogła przez chwilę
usiedzieć na miejscu.
- Postaram się poszukać jej rodziców – powiedziała jak
gdyby nigdy nic. Wtedy maksymalnie rozszerzyłem oczy. Przez tyle lat, nikt, ale
to nikt, nie mógł ich odnaleźć. Może gdyby państwo Cameron dowiedzieli się o
ich córce, wszystko by się mogło zmienić? Miałem taką nadzieję.
- Zdecydowanie jesteś wspaniała – podkreśliłem, moja
mama się głośno zaśmiała.
- Będzie dobrze Harry. Zawsze jest – oznajmiła, a ja
pokiwałem twierdząco głową. Ona przeważnie miała racje, więc i w tej kwestii
też musiała mieć.
- Wybacz skarbie, ale muszę już iść. Przyjdę niedługo
– powiedziała i odwróciła się. Zdążyłem jeszcze powiedzieć ciche „Pa” i moja
mama zniknęła. Zostałem tam sam wraz z torbą. Stałem tam przez dłuższą chwilę
nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
- Prysznice są niedaleko – aż podskoczyłem, gdy
usłyszałem głos Giselle. Nieźle mnie wystraszyła.
- Nie rób tak więcej – powiedziałem z lekkim
przerażeniem. Ona zaśmiała się na moje słowa.
- Jak mam nie robić? – zapytała z udawaną niewiedzą.
Przewróciłem oczami.
- Wystraszyłaś mnie – uświadomiłem ją. Na jej twarzy
pojawił się uśmiech.
- Przepraszam, a tak na serio, żeby dojść do
pryszniców musisz iść do końca tamtego korytarza i w lewo. John nie będzie miał
nic przeciwko, jeśli się tam pojawisz – oznajmiła.
- Dzięki – powiedziałem i odszedłem bez słowa.
Miałem ogromną ochotę umyć się, żeby wrócić do Caroline, bo i tak długo
mnie przy niej nie było. Ona znowu mogła dostać ataku paniki albo gorzej. Nie
chciałem, żeby znowu do tego doszło.
~*~
Wyszedłem z łazienki. Wcześniej schowałem do torby moje poprzednie
ubrania. Wtedy miałem na sobie jeansowe spodnie i szarą bluzę z Adidasa. Miło
było czuć wreszcie orzeźwienie i taką świeżość. Ruszyłem w stronę sali, w
której przebywała Caroline. Szedłem dość szybkim krokiem tak, żeby jak
najprędzej znaleźć się przy mojej przyjaciółce.
Byłem
względnie spokojny. Dzięki kąpieli przemyślałem na spokojnie całą tę sytuację z
porywaczem rudowłosej. Może i nie odbędzie zasłużonej mi kary, ale przynajmniej
już nigdy nie skrzywdzi mojej przyjaciółki, to było najważniejsze. Uspokoił się
wreszcie mój oddech i bicie serca.
Jednak byłoby zbyt pięknie, żeby było prawdziwie, żeby coś się nie
wydarzyło. Gdy wszedłem do sali, zastałem dziwną sytuację. Pielęgniarka gdzieś
biegła, a w środku Giselle krzyczała na siostrę oddziałową. Zmartwił mnie
pewien fakt. Nigdzie nie było Caroline. Opuściłem torbę na ziemię. Szybko
podszedłem do Giselle.
- Co się dzieje? – zapytałem szybko. Kobieta spojrzała
na mnie z lekkim przerażeniem.
- Tylko się nie denerwuj – powiedziała, żeby mnie
uspokoić, co oczywiście dało odwrotny skutek.
- Giselle, mów – nakazałem szybko. Ona wzięła głęboki
wdech.
- Nie mogę nigdzie znaleźć Caroline.
~*~
Następny rozdział pojawi się, w zależności od waszego zainteresowania (czytaj komentarze)
Jej! Muszę się do czegoś się przyznać! Kocham Caroline i Harry'ego, ale jakoś dzisiaj coś mi tu okropnie nie pasowało i sama się zaczynam siebie bać! Otóż coś mi się chyba poprzestawiało, bo JA stanęłam po stronie matki Harry'ego! Rozumiesz?! Ja sama siebie nie rozumiem! Zawsze stawałam po stronie głównych bohaterów i w ogóle, a tu mi się coś takiego dzieje! ... Nie no, to straszne! A co gorsza, miałam takie dziwne uczucie, jakby jego matka miała stuprocentową rację, że Harry sobie marnuje życie zajmując się Caroline! Kurcze no... Starałam się z całych sił odpędzić od siebie te myśli, ale się nie dało! Dopiero pod koniec (ale lepiej późno niż wcale), kiedy Giselle jej nie mogła znaleźć jakoś tak mi się... "normalniej" zrobiło...
OdpowiedzUsuńA tak ogólnie to rozdział baaardzo fajnie napisany! Ale wiesz co? Ty to jesteś jednak okropna! Najpierw tak miło, że matka przyjechała i w ogóle... Później nagle ta jej reakcja, że Caroline się odnalazła, później już znów spokojnie, a na końcu wyskakujesz z czymś takim, że jej nie można znaleźć! No jak możesz mi na wieczór takie emocje fundować?! Zwłaszcza, że na 20:00 mam jeszcze iść do kościoła :( Tak... ja religijna... Ale cóż... Ksiądz nie rozumie, że w piątkowy wieczór najchętniej siedziałoby się w domu!!! No tak... pozwierzałam się, a teraz pora kończyć! ;)
Pozdrawiam cieplutko i czekam na nn! ;)
Lala, uwielbiam twoje komentarze :P Ogólnie chciałam pokazać mamę Harry'ego jako tą, która jest realistką...
UsuńWow o 20 w kościele musi być cieplutko :P
Do zobaczonka :D
Że Ty uwielbiasz moje?! A co ja mam powiedzieć? Ja kocham Twoje!!!! ;3 Jej.. nie zapomnę jak mi walnęłaś czymś takim: "Zabrakło mi tekstu o tym, że brała podpaski, ale przeżyję..."
UsuńJejku!! Nie zapomnę tego! xD
No to nic, pozdrawiam i jeszcze raz mówię, że ja bardziej kocham Twoje komentarze!
Wiesz że ja też tak miałam? Mama Harry'eggo ma trochę racji. W końcu on musi zadbać o swoją przyszłość, bo nie wie czy jak Caroline będzie już samodzielna to czy będą się przyjaźnić. Może ona kiedyś tam ułoży sobie życie. A on? Zostanie sam? Powinien przede wszystkim skończyć staż. A tak w ogóle to rozdział GENIALNY =D Tylko dlaczego w takim momencie?! Gdzie ona mogla pójść? Mam nadzieję, że to nic złego ;)
OdpowiedzUsuńDo następnego Skarbie <3
Jezu to jest cudowne ♥ Na prawdę na pierwszych rozziałąch się popłakałam a tutaj tak szok ,że ona zniknęła.Jeszce ta piosenka którą cały czas nucę pod nosem.Zdecydowanie Harry+Caroline ♥ Ona jest taka bezbronna a on jest jej takich aniołem.To jest po prostu cudowne...nie mogę sobie wyobrazić teraz ,że kończysz to opowiadanie.Pierwszy raz wpadłam na taki oryginalny pomysł na blogu.Zdecydowanie różni się od innych fabuł.Błagam cię tylko o jedno nie kończ tego opowiadania smutno ♥ Błagam cę o to.Pokochałam tego bloga i on musi być z Happy End'em wiesz np.Harry+Caro na zawsze razem.A jeśli zapomnisz o tym komentarzu i skończysz źle tego bloga to.. obrażę się na ciebie i to strasznie mocno ,popamiętasz mnie słonko ♥ Czekam na kolejny rozdział który mam nadzieję dodasz szybko .
OdpowiedzUsuńJejciu, dziękuję ci za ten wspaniały komentarz :D
UsuńNie martw się, jeszcze nie planuję kończyć :D Bo jeszcze wiele przed nami ;)
Cooo?! Jak to zniknęła?! W szpitalu takich ludzi się chyba jakoś pilnuje, prawda? Biedny Harry nawet spokojnie wykąpać się nie może. Może ona go szuka? A co jak znowu ma jakiś atak paniki? Po takiej osobie można się wszystkiego spodziewać...tylko, żeby nie zrobiła jakiegoś głupstwa. Co by wtedy było? Styles by się załamał. Dopiero znalazł jedną z najważniejszych dla niego osób i już by ją stracił. Co za ironia losu...
OdpowiedzUsuńTeż mnie zastanawia jak loczek pogodzi studia, staż i swoją przyjaciółkę. Będzie ciężko. Bardzo ciężko. Jeszcze martwi mnie to gdzie oni będą mieszkać...bo przecież Harry nie mieszka sam i nie ma tam za bardzo warunków na dwie osoby...
Podoba mi się to myślenie jego mamy, ale on akurat teraz chyba najbardziej potrzebuje wsparcie najbliższych. Jest już tak ciężko, a tak naprawdę to dopiero początek. Boję się, że on sobie nie da rady. :(
Cudowny rozdział!! Aaaa <3 Strasznie go przeżywałam, pod koniec, chciałam zacząć krzyczeć....no :( nie rrozumiem jak oni mogli jej nie przypilnowac :/ Chciałabym dowiedzieć się jak najszybciej, czy wszystko w porządku z Caroline :( Martwię się. Bleee.
Czekam na kolejny ;3
xoxo