20 lutego 2015

Chapter 6

           Stałem uważnie wpatrując się w moją mamę. Niby nie powinna mnie była dziwić jej obecność, ale nadal nie do końca mogłem uwierzyć, że przyszła do szpitala.
          Nawet nie zorientowałem się, kiedy odeszła od nas Giselle. Zostawiła mnie sam na sam z moją mamą.
           Była ona najwspanialszą kobietą pod słońcem. Nazywała się Anne i miała już 50 lata, ale nadal wyglądała wspaniale, zrozumiałe, moja mama. Wtedy jej ciemno kasztanowe włosy upięła w wysoki koński ogon. O dziwo, nie dostrzegłem na jej twarzy makijażu, który często nakładała. Wyglądała na zmęczoną i zmartwioną. Świadczyły o tym chociażby jej wory pod oczami i wyraz twarzy. W ogóle wyglądała, jakby przed chwilą wyszła z łóżka i przyjechała do szpitala.
- Cześć mamo – powiedziałem. Ona podeszła i mnie przytuliła. Nie wiedząc dlaczego to zrobiła, stałem tam lekko oszołomiony. Musiała minąć chwila zanim przytuliłem mamę. Usłyszałem wówczas jej płacz.
- Mamo, co się stało? – zapytałem niepewnie. Nie lubiłem, kiedy moi bliscy byli smutni. Chciałem, żeby im było zawsze ja najlepiej. Tym bardziej, że nie mogłem zrozumieć, czemu moja mama tak się zachowała.
- Martwiłam się – odpowiedziała i odsunęła się ode mnie, żeby móc mi się uważnie przyjrzeć.
- Nie dzwoniłeś, ani nic. Bałam się, że mogłeś mieć wypadek – mówiła dalej, a ja miałem ochotę sprzedać sobie porządnego kopa w tyłek. Przez cały ten czas, byłem tak przejęty Caroline, że nawet nie zadzwoniłem do własnej mamy. Byłem bardzo nieogarnięty i nieodpowiedzialny.
- Przepraszam, ale… – zacząłem, żeby wytłumaczyć jej wszystko, ale ona pokiwała ręką, żebym nic nie mówił.
- Dzwonił do mnie John i wszystko wyjaśnił – powiedziała szybko. Głośno westchnąłem. Przynajmniej on pomyślał o mojej mamie, a ja głupi nie.
- Mamo, naprawdę nie wiem, co może mnie usprawiedliwić – odparłem.
- Czy to naprawdę ona? – zapytała cicho. Musiałem wziąć głęboki wdech. Czułem dziwny niepokój, nie wiedziałem czemu.
- Tak – odpowiedziałem. Moja mama położyła rękę na ustach.
- Boże, to cud – wyszeptała. Wyglądała na kompletnie nieobecną. Jakby nad czymś rozmyślała. Chociaż nie dziwiłem się jej. Wszystko co wydarzyło się w przeciągu ostatnich godzin było czymś niewyobrażalnym, dziwnym. Można było uznać, że to był kolejny materiał na scenariusz do filmu, ale to się działo. Nie było iluzją tylko rzeczywistością.
- Wiem mamo – powiedziałem. Wtedy spojrzała na mnie i zmartwiłem się tym, że nie potrafiłem odczytać z jej twarzy żadnych emocji. Tak diametralna zmiana w ciągu chwili.
- A jak się ona czuje? – zapytałam szybko. Jej ton głosu też niczego nie wykazywał.
- Nawet nieźle się trzyma pod względem psychicznym. Jednak z jej stanem fizycznym najlepiej nie jest – oznajmiłem. Mama głośno westchnęła.
- A kto się nią zajmie? – spytała, a ja się bardzo, ale to bardzo zdziwiłem. Czy moja mama nie znała tak oczywistej odpowiedzi? Bo chyba raczej nie myślała...Nie, nie wierzyłem, że mogła sądzić, że odetnę się od Caroline.
- Jak to kto? Oczywiście, że ja – odparłem bez zastanowienia. Moja mam wtedy przewróciła oczami i założyła ręce na piersi. Nie wyglądała wtedy na bardzo zadowoloną. Nie mogłem pojąć jej zachowania. A może mój mózg nie był jeszcze w pełni sprawny. Wiadomość o śmierci porywacza Caroline, to za dużo jak na kilkanaście minut po przebudzeniu.
- O co ci chodzi? – zapytałem ze zdziwieniem.
- O to, że nie możesz się jej poświęcić – powiedziała ostro moja mama. Rozszerzyłem maksymalnie oczy. Nie spodziewałem się tego po niej. Jak ona w ogóle mogła się tak zachowywać? To była czysta hipokryzja.
- Mamo, co ci jest? – zapytałem ze względnym spokojem. Nie miałem ochoty kłócić się przy całym szpitalu. Zresztą nie chciałem krzyczeć na mamę, a wiedziałem, że byłem zdolny to zrobić. To byłoby nie do pomyślenia.
- Nie udawaj teraz Harry. Masz studia i staż w świetnym szpitalu. Nie pozwolę, żebyś to wszystko dla niej porzucił – oznajmiła ostro moja mama. Aż otworzyłem usta z niedowierzenia.
           Anne Grace, najspokojniejszy człowiek na świecie, wypowiedziała takie słowa. To nie mieściło się w głowie. Ona nigdy w życiu nie mówiła czegoś podobnego. A wtedy wyjechała z czymś takim. Nie, zdecydowanie niedosłyszałem.
- Co? – zapytałem cicho. Moja mama nadal miała surowy wyraz twarzy.
- Mówię o tym, że nie pozwolę ci zmarnować sobie życia. Już dużo czasu jej poświęcałeś. Nie chodziłeś z kolegami na imprezy, bo o niej rozmyślałeś. Zaczekaj, nie chciałeś mieć kolegów! Nic nie chciałeś robić, za wyjątkiem łażenia po mieście, żeby tylko z nikim nie przebywać – mówiła ze wściekłością w głosie. Co jej się stało? Przecież to była najwspanialsza kobieta na Ziemi, dlaczego się tak zachowywała.
- Mamo, bardzo cię proszę uspokój się – powiedziałem z opanowaniem. Kobieta złapała się wtedy za głowę. Zobaczyłem, że ponownie zaczęła płakać.
- Nie mogę się uspokoić! – krzyknęła Anne.
          Kompletnie nie wiedziałem, co mam wtedy robić. Przecież nie do pomyślenia było, żeby zaczął podnosić głos na moją własną mamę. Jednak ona nie miała najmniejszego zamiaru chociaż trochę spasować.
- Hej, jest w porządku – odparłem, a ona położyła dłoń na czole.
- Nie, nie jest. Nie rozumiesz jak to jest patrzeć, kiedy twój ukochany syn odcina się od świata. Harry, ty nigdy z nikim nie chciałeś rozmawiać. Nie miałeś znajomych, życia. Wszystko co robiłeś, było poświęcone Caroline. Kiedy cokolwiek starałam się zrobić, ty od razu się zamykałeś. To jest potworne uczucie, kiedy muszę bezsilnie patrzeć jak mój syn gaśnie – mówiła łkając. Wtedy ją przytuliłem.
              Moja mama nigdy nie miała lekko. Musiała całe życie ciężko pracować, była kwiaciarką. Bywała w pracy po kilkanaście godzin dziennie, a w domu czekał na nią kolejny ogrom pracy. Starałem się z tatą jak mogliśmy, żeby jej pomóc. Jednak nieraz marnie nam to wychodziło. W dodatku byłem, jaki byłem. Zamknięty w sobie, rzadko nawiązywałem jakąś rozmowę. Wolałem zamknąć się w pokoju i oddać się myślą „Co by było gdyby Caroline tu była”. Moja mama przez to wpadała w szał. Starała się mnie jakoś ożywić, ale nawet jej marnie to wychodziło. Caroline dawała mi chociaż garstkę pewności siebie. Zresztą taką miałem naturę. Nie mogłem nic poradzić na to, że byłem typem samotnika.
- Ja nie chcę, żeby ktoś mi odebrał syna. Zrozum, to bolało, kiedy patrzyłam, że nikniesz – powiedziała moja mama, gdy już nieco się uspokoiła. Uśmiechnąłem się do niej niepewnie.
- Nikt tobie mnie nie zabierze. Zawsze będę twoim małym synkiem i nic tego nie zmieni – powiedziałem, a kobieta się uśmiechnęła.
- Wiem, ale wiesz, dlaczego się martwię? Nie chcę żebyś wszystko nagle rzucił – oznajmiła mama. Pokiwałem niepewnie głową.
- Nie rzucę. Jednak jesteś świadoma, że ona nikogo tu nie ma. Muszę jej pomóc – powiedziałem, a moja mama westchnęła.
- Wiem – odparła z delikatnym uśmiechem.
                    Nastąpiła wtedy między nami niezręczna cisza. Kobieta zaczęła masować swoje dłonie. To było ewidentnie objawom lekkiego zakłopotania.
- Nie chcesz iść się z nią spotkać? – zapytałem z lekką niepewnością. Ona wzięła głęboki wdech i podniosła oczy do góry. To zachowanie nie wróżyło, że wpadnie w euforię.
- Nie mam za bardzo po co. Jeszcze nie nadszedł czas, żebym mogła z nią normlanie porozmawiać. Zresztą przyjechałam tu tylko po to, żeby dać ci jakieś ubrania, ręcznik i kosmetyczkę, bo jak zapewne zapomniałeś o tym, że trzeba się myć – powiedziała nieco wymijająco, ale z uśmiechem.
                    Jednak miała rację. Zdecydowanie nie pachniałem kwiatkami, a raczej wiejskim porządnym powietrzem. Prysznic by mi się przydał.
- Jesteś wspaniała – powiedziałem. Mama pokręciła głową i się cicho zaśmiała.
- Wspominałeś już kiedyś o tym – oznajmiła podając mi torbę z rzeczami. Wziąłem ją od niej. - Muszę już iść, kwiaciarnia sama się nie otworzy – oświadczyła.
                    Jak zwykle, wszędzie się gdzieś spieszyła. Nie mogła przez chwilę usiedzieć na miejscu.
- Postaram się poszukać jej rodziców – powiedziała jak gdyby nigdy nic. Wtedy maksymalnie rozszerzyłem oczy. Przez tyle lat, nikt, ale to nikt, nie mógł ich odnaleźć. Może gdyby państwo Cameron dowiedzieli się o ich córce, wszystko by się mogło zmienić? Miałem taką nadzieję.
- Zdecydowanie jesteś wspaniała – podkreśliłem, moja mama się głośno zaśmiała.
- Będzie dobrze Harry. Zawsze jest – oznajmiła, a ja pokiwałem twierdząco głową. Ona przeważnie miała racje, więc i w tej kwestii też musiała mieć.
- Wybacz skarbie, ale muszę już iść. Przyjdę niedługo – powiedziała i odwróciła się. Zdążyłem jeszcze powiedzieć ciche „Pa” i moja mama zniknęła. Zostałem tam sam wraz z torbą. Stałem tam przez dłuższą chwilę nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
- Prysznice są niedaleko – aż podskoczyłem, gdy usłyszałem głos Giselle. Nieźle mnie wystraszyła.
- Nie rób tak więcej – powiedziałem z lekkim przerażeniem. Ona zaśmiała się na moje słowa.
- Jak mam nie robić? – zapytała z udawaną niewiedzą. Przewróciłem oczami.
- Wystraszyłaś mnie – uświadomiłem ją. Na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Przepraszam, a tak na serio, żeby dojść do pryszniców musisz iść do końca tamtego korytarza i w lewo. John nie będzie miał nic przeciwko, jeśli się tam pojawisz – oznajmiła.
- Dzięki – powiedziałem i odszedłem bez słowa.
               Miałem ogromną ochotę umyć się, żeby wrócić do Caroline, bo i tak długo mnie przy niej nie było. Ona znowu mogła dostać ataku paniki albo gorzej. Nie chciałem, żeby znowu do tego doszło.
~*~
              Wyszedłem z łazienki. Wcześniej schowałem do torby moje poprzednie ubrania. Wtedy miałem na sobie jeansowe spodnie i szarą bluzę z Adidasa. Miło było czuć wreszcie orzeźwienie i taką świeżość. Ruszyłem w stronę sali, w której przebywała Caroline. Szedłem dość szybkim krokiem tak, żeby jak najprędzej znaleźć się przy mojej przyjaciółce.
               Byłem względnie spokojny. Dzięki kąpieli przemyślałem na spokojnie całą tę sytuację z porywaczem rudowłosej. Może i nie odbędzie zasłużonej mi kary, ale przynajmniej już nigdy nie skrzywdzi mojej przyjaciółki, to było najważniejsze. Uspokoił się wreszcie mój oddech i bicie serca.
                Jednak byłoby zbyt pięknie, żeby było prawdziwie, żeby coś się nie wydarzyło. Gdy wszedłem do sali, zastałem dziwną sytuację. Pielęgniarka gdzieś biegła, a w środku Giselle krzyczała na siostrę oddziałową. Zmartwił mnie pewien fakt. Nigdzie nie było Caroline. Opuściłem torbę na ziemię. Szybko podszedłem do Giselle.
- Co się dzieje? – zapytałem szybko. Kobieta spojrzała na mnie z lekkim przerażeniem.
- Tylko się nie denerwuj – powiedziała, żeby mnie uspokoić, co oczywiście dało odwrotny skutek.
- Giselle, mów – nakazałem szybko. Ona wzięła głęboki wdech.

- Nie mogę nigdzie znaleźć Caroline.


~*~

Następny rozdział pojawi się, w zależności od waszego zainteresowania (czytaj komentarze)

7 komentarzy:

  1. Jej! Muszę się do czegoś się przyznać! Kocham Caroline i Harry'ego, ale jakoś dzisiaj coś mi tu okropnie nie pasowało i sama się zaczynam siebie bać! Otóż coś mi się chyba poprzestawiało, bo JA stanęłam po stronie matki Harry'ego! Rozumiesz?! Ja sama siebie nie rozumiem! Zawsze stawałam po stronie głównych bohaterów i w ogóle, a tu mi się coś takiego dzieje! ... Nie no, to straszne! A co gorsza, miałam takie dziwne uczucie, jakby jego matka miała stuprocentową rację, że Harry sobie marnuje życie zajmując się Caroline! Kurcze no... Starałam się z całych sił odpędzić od siebie te myśli, ale się nie dało! Dopiero pod koniec (ale lepiej późno niż wcale), kiedy Giselle jej nie mogła znaleźć jakoś tak mi się... "normalniej" zrobiło...
    A tak ogólnie to rozdział baaardzo fajnie napisany! Ale wiesz co? Ty to jesteś jednak okropna! Najpierw tak miło, że matka przyjechała i w ogóle... Później nagle ta jej reakcja, że Caroline się odnalazła, później już znów spokojnie, a na końcu wyskakujesz z czymś takim, że jej nie można znaleźć! No jak możesz mi na wieczór takie emocje fundować?! Zwłaszcza, że na 20:00 mam jeszcze iść do kościoła :( Tak... ja religijna... Ale cóż... Ksiądz nie rozumie, że w piątkowy wieczór najchętniej siedziałoby się w domu!!! No tak... pozwierzałam się, a teraz pora kończyć! ;)
    Pozdrawiam cieplutko i czekam na nn! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lala, uwielbiam twoje komentarze :P Ogólnie chciałam pokazać mamę Harry'ego jako tą, która jest realistką...
      Wow o 20 w kościele musi być cieplutko :P
      Do zobaczonka :D

      Usuń
    2. Że Ty uwielbiasz moje?! A co ja mam powiedzieć? Ja kocham Twoje!!!! ;3 Jej.. nie zapomnę jak mi walnęłaś czymś takim: "Zabrakło mi tekstu o tym, że brała podpaski, ale przeżyję..."
      Jejku!! Nie zapomnę tego! xD
      No to nic, pozdrawiam i jeszcze raz mówię, że ja bardziej kocham Twoje komentarze!

      Usuń
  2. Wiesz że ja też tak miałam? Mama Harry'eggo ma trochę racji. W końcu on musi zadbać o swoją przyszłość, bo nie wie czy jak Caroline będzie już samodzielna to czy będą się przyjaźnić. Może ona kiedyś tam ułoży sobie życie. A on? Zostanie sam? Powinien przede wszystkim skończyć staż. A tak w ogóle to rozdział GENIALNY =D Tylko dlaczego w takim momencie?! Gdzie ona mogla pójść? Mam nadzieję, że to nic złego ;)
    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu to jest cudowne ♥ Na prawdę na pierwszych rozziałąch się popłakałam a tutaj tak szok ,że ona zniknęła.Jeszce ta piosenka którą cały czas nucę pod nosem.Zdecydowanie Harry+Caroline ♥ Ona jest taka bezbronna a on jest jej takich aniołem.To jest po prostu cudowne...nie mogę sobie wyobrazić teraz ,że kończysz to opowiadanie.Pierwszy raz wpadłam na taki oryginalny pomysł na blogu.Zdecydowanie różni się od innych fabuł.Błagam cię tylko o jedno nie kończ tego opowiadania smutno ♥ Błagam cę o to.Pokochałam tego bloga i on musi być z Happy End'em wiesz np.Harry+Caro na zawsze razem.A jeśli zapomnisz o tym komentarzu i skończysz źle tego bloga to.. obrażę się na ciebie i to strasznie mocno ,popamiętasz mnie słonko ♥ Czekam na kolejny rozdział który mam nadzieję dodasz szybko .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejciu, dziękuję ci za ten wspaniały komentarz :D
      Nie martw się, jeszcze nie planuję kończyć :D Bo jeszcze wiele przed nami ;)

      Usuń
  4. Cooo?! Jak to zniknęła?! W szpitalu takich ludzi się chyba jakoś pilnuje, prawda? Biedny Harry nawet spokojnie wykąpać się nie może. Może ona go szuka? A co jak znowu ma jakiś atak paniki? Po takiej osobie można się wszystkiego spodziewać...tylko, żeby nie zrobiła jakiegoś głupstwa. Co by wtedy było? Styles by się załamał. Dopiero znalazł jedną z najważniejszych dla niego osób i już by ją stracił. Co za ironia losu...
    Też mnie zastanawia jak loczek pogodzi studia, staż i swoją przyjaciółkę. Będzie ciężko. Bardzo ciężko. Jeszcze martwi mnie to gdzie oni będą mieszkać...bo przecież Harry nie mieszka sam i nie ma tam za bardzo warunków na dwie osoby...
    Podoba mi się to myślenie jego mamy, ale on akurat teraz chyba najbardziej potrzebuje wsparcie najbliższych. Jest już tak ciężko, a tak naprawdę to dopiero początek. Boję się, że on sobie nie da rady. :(
    Cudowny rozdział!! Aaaa <3 Strasznie go przeżywałam, pod koniec, chciałam zacząć krzyczeć....no :( nie rrozumiem jak oni mogli jej nie przypilnowac :/ Chciałabym dowiedzieć się jak najszybciej, czy wszystko w porządku z Caroline :( Martwię się. Bleee.
    Czekam na kolejny ;3
    xoxo

    OdpowiedzUsuń