27 lutego 2015

Chapter 7

- Że co?! – zapytałem z przerażeniem. Gdzie mogła pójść Caroline? Przecież ktoś powinien jej był pilnować! Odnalazła się po 14 latach, nie można jej było olewać. Czułem wewnątrz siebie ogromną wściekłość. Zamiast łazić gdzie popadnie, powinienem był z nią zostać. Mogła mnie chcieć poszukać. Boże, jaki ja byłem głupi. Obwiniałem o to wszystko siebie.
- Nie mam pojęcia, co się z nią mogło stać. Pielęgniarka wyszła tylko po… - zaczęła tłumaczyć oddziałowa. Ani ja, ani Giselle nie chcieliśmy tego słuchać. Ona również była tak wściekła, tak jak ja.
- Ta dziewczyna jest na nieco innych zasadach, a wy ją ot tak zostawiacie samą? Czy nie mogłyście przewidzieć, że Caroline, która trzyma się tylko i wyłącznie Harry’ego, nie będzie chciała go poszukać? – zapytała się Giselle, a jej słowa były przepełnione sarkazmem. Jednak wiedziałem, że kłótnie z kimkolwiek niczego nie dadzą.
- Dobrze, to nie jest teraz istotne. Musimy jak najszybciej znaleźć Caroline. Giselle, ty idź poszukać na parterze, ja pójdę na piętro, a pani niech idzie na drugie piętro – zarządziłem. Wtedy na twarzach obu kobiet, zagościło lekkie zdziwienie.
- Panie Styles, nie mamy tu drugiego piętra – powiedziała oddziałowa, a ja przewróciłem oczami.
- Czy musimy się czepiać szczegółów? To nie wiem, może pani pójść do piwnicy, na dach gdziekolwiek – oznajmiłem i wyszedłem z sali szybkim krokiem. Niedługo potem dobiegła do mnie psycholog.
- Harry, będzie dobrze, znajdziemy ją – starała się mnie jakoś uspokoić, ale jej to nie wyszło.
              Poczułem, jak wzrasta we mnie przerażenie. Ponownie obudził się we mnie lęk przed utratą Caroline. Nie mogłem dopuścić do tego, żeby ona zniknęła. Przed moimi oczami pojawiło się miliard wizji tego, co się mogło stać. Starałem się je przepędzić, ale marnie mi to wychodziło.
           Zobaczyłem jak w moją stronę biegnie John.
- Usłyszałem, co się stało. Ochrona już wszystko wie. Jaki jest plan? – mówił tak szybko, że ledwo go zrozumiałem.
- Idź jej poszukać na piętrze razem z Harrym. Ja postaram się ją znaleźć gdzieś tu – wyjaśniła mu Giselle, za co byłem jej wdzięczny. Bez słowa razem z Johnem się od niej oddzieliliśmy. Szedłem za mężczyzną, bo w przeciwieństwie do niego, nie znałem całego szpitala.
           Zresztą, nie byłby w stanie czegokolwiek zrobić. Strach paraliżował mnie całego. Jedyne co wiedziałem to to, że muszę znaleźć Caroline.
          John zaprowadził mnie na schody. Zacząłem po nich biec, aby jak najszybciej znaleźć się na górze. Starałem się, chociaż trochę uspokoić, ale było to niemal niewykonalne.
- Harry idź na lewo – otrząsnął mnie trochę John, widziała przecież, że ledwo kontaktowałem. Pokiwałem twierdząco głową. – Hej, znajdzie się – dodał za nim poszedłem w korytarz.
           Szyld na ścianie sugerował, że był to oddział dziecięcy. Mijałem kolejne sale i ludzi. Patrzyli na mnie nieco dziwnie i podejrzliwie. Nie miałem czasu na tłumaczenia czy cokolwiek innego. Mój umysł był skupiony na Caroline. Pojawił się ten strach, który był 14 lat wcześniej.
- Harry musimy porozmawiać – powiedziała do mnie mama. Usiałem nieco spięty na kanapie. Naprzeciwko mnie, stali rodzice z poważnymi minami. Musieli się dowiedzieć o tej trójce z matematyki. Ręce mi się bardzo trzęsły, a serce biło jak szalone.
- C-czy coś się stało? – zapytałem nieco niewinnie. Wtedy moja mam podeszła do mnie i kucnęła. Złapała mnie za ręce, chcąc mnie jakby uspokoić.
- Harry, musisz się o czymś dowiedzieć. Caroline po wyjściu od nas wczoraj, nie wróciła do domu – zamarłem.
              Starałem się przepędzić z głowy to wspomnienie. To właśnie tamtego dnia rozpoczął się najgorszy okres mojego życia. Poszukiwania, przesłuchiwania, odchodząca od wszystkich nadzieja i załamanie. Nie chciałem przez to ponownie przechodzić, więc musiałem się skupić na znalezieniu Caroline.
              Szedłem nieco wolniej, żeby dokładnie się przyjrzeć wszystkim salą. Nic nie mogło mi umknąć. Jednak nigdzie nie widziałem mojej przyjaciółki. Zastanawiałem się, czy może kogoś nie zapytać o pomoc, ale wtedy coś dostrzegłem.
             W sali, która chyba była bawialnią, ktoś siedział. Kamień spadł mi z serca, bo tym kimś była Caroline. Jednak siedziała tyłem do drzwi. Koło niej stała jakaś dziewczynka. Miała na moje oko 10 lat. Była blondynką, tylko tyle mogłem określić, bo ona również się odwróciła. W dodatku, robiła coś z włosami mojej przyjaciółki. Chyba starała się spiąć je w warkocz.
           Żadna z nich mnie nie zauważyła, więc postanowiłem nie informować ich o swojej obecności. Ciekaw byłem, o czym mogły rozmawiać.
- Czyli ten Harry gdzieś poszedł – odezwała się ta młodsza. Zaczęła o mnie mówić, to mogło być interesujące.
- Tak, ale niedługo powinien wrócić do mojej sali. Gdybyś się mogła pospieszyć, nie chcę go denerwować – powiedziała Caroline. Wtedy bardziej się skupiłem na jej słowach. To brzmiało, jakby się o mnie martwiła.
- Spokojnie. Jeśli kocha to poczeka – oznajmiła blondynka. Musiałem się powstrzymać od śmiechu.
- To nie mój chłopak! – zaprotestowała Caroline. Wyczułem w jej głosie lekkie zażenowanie, które wydało mi się słodkie.
- Ta jasne. Prędzej czy później was swatam. Już ja tego dopilnuje – oznajmiła z przejęciem dziewczynka. To wszystko powodowało, że na mojej twarzy pojawił się rumieniec. Owszem, podkochiwałem się w Caroline, ale to było 14 lat temu! W dodatku byłem dzieckiem, więc nie można było tego nazwać uczuciem. No chyba, że…Nie, zdecydowanie nie. Musiałem się ogarnąć.
- Jestem geniuszem! – wykrzyknęła w pewnym momencie blondynka.
- Czemu? – zapytała ze zdziwieniem Caroline.
- Zrobiłam ci genialny warkocz. Dobry Boże, dziękuję ci, za bycie tak wspaniałą – powiedziała dziewczyna. Myślałem, że naprawdę się tam zesikam ze śmiechu. Ta mała była rzeczywiście niezła.
- Bardzo ci dziękuję. Jesteś niesamowita, a czy masz przypadkiem lusterko, żebym mogła zobaczyć twoje dzieło? – zapytała z radością w głosie Caroline. Wtedy dziewczynka się odwróciła i mnie zobaczyła. W tym samym momencie, zaczęliśmy się sobie uważnie przyglądać.
           Mała była niska i szczupła. Oczywiście, nie tak jak moja przyjaciółka. Miała na sobie szpitalną piżamę i kapcie z królikami. Jej śliczne, niebieskie oczy były delikatnie schowane za grzywką. Wtedy złożyła usta w dzióbek, a ja czułem jakby mnie prześwietlała. W dodatku ten jej podejrzliwy wzrok.
- Chyba twój chłopak przyszedł – powiedziała w pewnym momencie. Wówczas Caroline gwałtownie się odwróciła. Na jej twarzy pojawił się rumieńce, taka samo jak na mojej.
- Cześć Harry – odparła szybko. Wstała z miejsca, żeby stanąć obok dziewczynki.
- Ty, przystojny jest ten twój chłopak – zauważyła blondynka. Wtedy moja przyjaciółka sprzedała jej kuksańca w ramię.
- To nie mój chłopak – powiedziała. Dziewczynka przewróciła oczami.
- Jeszcze nie – oznajmiła. Zapewne stałbym tam jeszcze chwile, ale przypomniałem sobie, że przecież szukałem Caroline.
- Hej, misiek, czemu uciekasz pielęgniarką? – zapytałem z uśmiechem. Ona zrobiła nietęgą minę.
- Chciałam coś porobić zanim wrócisz, więc chciałam zwiedzić szpital. No i spotkałam Kim – mówiąc to wskazała na dziewczynkę.
- Joł – powiedziała młodsza i podniosła rękę. Zrobiłem ten sam gest, co ona. Wtedy podszedłem do rudowłosej, a ona otworzyła buzię, żeby coś powiedzieć.
- Przepraszam cię, na pewno się o mnie martwiłeś – mówiła z nieco zasmuconą miną. Delikatnie się uśmiechnąłem i ją przytuliłem.
- Pewnie, że się martwiłem. Teraz chyba musimy wrócić do sali, misiu – odparłem. Ona pokiwała twierdząco głową.
- Ona jest twoją księżniczką jełopie – oburzyła się Kim. Wtedy dostała kopniaka w tyłek od mojej przyjaciółki. Naprawdę z trudem powstrzymywałem śmiech. Ta mała może i była ciut chamska, ale przynajmniej szczera.
- Wybacz Kim. To co księżniczko, idziemy? – zapytałem Caroline, a wtedy ona się zaśmiała. Za to na twarzy Kim zagościł wyraźny triumf.
- A idźcie mi stąd moje gołąbki! Ja tymczasem powrócę do mojego pokoju, bo zapewne zaraz moja mama mnie prześwięci! – wykrzyknęła i wybiegła z sali. Nie powiem, było to dziwne, ale zdążyłem polubić tę Kim.
           Jednak moja przyjaciółka była już cała czerwona. Dziewczynka nieźle ją speszyła. Caroline na pewno pierwszy raz była w takiej sytuacji. Wszystko to normalnie wydałoby się to człowiekowi śmieszne, ale dla mnie było to słodkie. Dziewczyna dopiero zaczęła odkrywać świat i to było piękne.
- Kim jest całkiem fajna – odezwałem się w końcu. Caroline głośno westchnęła.
- Masz rację – przytaknęła.
                Wyszliśmy z bawialni. Od razu skręciłem w stronę schodów. Musiałem złapać Caroline w pasie, bo i tak była bardzo słaba. Taka przechadzka kosztowała ją sporo sił. Mimo to nadal się uśmiechała.
- Bardzo ładnie wyglądasz – wypaliłem. Naprawdę ten warkocz jej pasował. Wtedy na jej twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech.
- Dziękuję – powiedziała lekko speszona.
                Dopiero wówczas spostrzegłem, że dziewczyna była na bosaka. Ona chyba zwariowała. Z jej stanem, przeziębienie by jej nie pomogło. Chciałem ją podnieść, kiedy ona zaczęła wierzgać nogami.
- Co ty robisz? – zapytała śmiejąc się.
- Mam zamiar cię zanieść, bo nie będziesz mi z gołymi nogami latać – oznajmiłem. Ona nadal nie mogła przestać się śmiać. Wtuliła się w moje ramię i zaczęła bawić się moją bluzą. Mi było zimno to co dopiero jej.
- Fajne masz ubranie – zauważyła. Wcześniej dostrzegłem, że ona też była ubrana w coś innego. Zniknął różowy, stary sweter i krótkie spodenki. Miała na sobie szpitalną piżamę, która i tak była na nią za duża.
- No i o to mi Romeo chodzi – usłyszałem nagle głos Kim. Podskoczyłem, bo mnie wystraszyła, wyrosła jak spod ziemi! Dziewczynka stała za rogiem, najwyraźniej nie mogła się oprzeć podglądaniu nas. Co za potwór!
- Kim! Miałaś iść do sali – upomniała ją żartobliwie Caroline. Ona przewróciła oczami i przewróciła koszulę.
- O Jezusie, co się stało – wymamrotała na pożegnanie. To dziecko mnie rozbrajało. Niemal dławiąc się ze śmiechu, ruszyłem dalej, tym razem w stronę wind. Caroline nadal się uśmiechnęła. Powoli na jej twarz powracały pomarańczowe piegi, które wcześniej przysłoniły rumieńce.
           Wyglądała jak taki typowy rudzielec, ale bardzo ładny rudzielec. To w niej właśnie uwielbiałem. W dodatku w głębi duszy chciałem, żeby Caroline jaką znałem, wróciła. Tylko żeby było dojrzalsza, to tyle. Czy wymagałem za dużo?
- Lubię się do ciebie przytulać – wyznała moja przyjaciółka, gdy znaleźliśmy się w windzie. Kiedy to powiedziała nieco się spiąłem. Nigdy czegoś takiego nie słyszałem. To było zdecydowanie dziwne, więc nie wiedziałem, co mam jej odpowiedzieć.
- To fajnie – wypaliłem. Rudowłosa się zaśmiała i mocniej wtuliła głowę. Gdy drzwi od windy się zamykały, dostrzegłem Johna. Kiedy ujrzał Caroline, uśmiechnął się. 



~*~

Następny rozdział pojawi się, w zależności od waszego zainteresowania (czytaj komentarze)

9 komentarzy:

  1. Jak zwykle boski rozdział :) a Harry jak ją szukał <3 i ta Kim , też myślę, że będą razem :) <3
    Zapraszam do nas jutro na
    http://diaries-memories-zayn-malik-ff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha ta Kim jest świetna!
    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo *.*
    Kim jest przezabawna ;)
    Harry i Caroline są słodcy. *♡*

    OdpowiedzUsuń
  4. No hej Kochana! Rozdział cud miód (czemu ja tak ostatnio mówię?!) No w każdym razie bardzo mi się podobał. Może dlatego, że Caroline się znalazła ;)
    I jejku... Kim jest świetna! Taka rozbrajająca! Kocham takie troszkę chamski, przemądrzałe, lubiące swatać xD, przyjacielski, cwaniakujące, delikatnie irytująca (ale bez przesady) dzieci! Kochana było ;3
    "Ona jest twoją księżniczką jełopie" ten tekst mnie rozwalił całkowicie xD Na dodatek "jełop" kojarzy mi się z takim głupkowatym, dość znanym polski serialem... "Świat według Kiepskich" xD Hahaha :D
    No to hm... Co tu jeszcze napisać?
    Mam nadzieję, że tak "miła" atmosfera się nadal utrzyma w opowiadaniu ;)
    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurcze... ile ja tam literówek porobiłam xD Mam nadzieję, że zrozumiesz mniej więcej, bo nie chce mi się tego wszystkiego poprawiać ;) (ja leń... xD)

      Usuń
    2. chill misiek 8) ((praktycznie żadnej nie zobaczyłam :P)))
      dziękuję ci ślicznie za komentarz i rozwaliłaś mnie tymi kiepskimi :D

      Usuń
  5. Nie no, wchodęi tutaj na poprzedni rozdział, patrzę na komentarze, a tu się okazuje, że mój gdzieś zniknął -,- Czyżby się nie dodał? Jeśli tak, to jestem strasznie zła, bo pisałam go dość długo i nienawidzę jak mi się tak robi ;-;
    W każdym razie, do poprzedniego rozdziału: przykro mówić, ale zgadzam się z mamą Harry'ego. Przecież chłopak nie może poświęcić całego życia Craoline, musi tez dbać o siebie... A pod koniec zamarłam. W głowie od razu najgorsze scenariusze. No bo co mogło się stać kochanej Caroline? ;-;
    Do rozdziały obecnego: bałam się, że z Caroline stało się coś "poważniejszego", na przykład, że wyszła gdzieś poza szpital, a tam... No nie wiem, zgubiła się? Zasłabła...? Także kamień spadł z serca ♥ A czytając o Kim (genialna postać) aż się sama do siebie uśmiechałam c: Aż miło też czytać o zmieniającej się Caroline, która to wydaje się coraz bardziej ludzka :)
    Rozdział na prawdę udany, przyjemnie i szybko się czytało ^-^
    Mam nadzieję, że wybaczysz mi za brak komentarza pod poprzednim postem ;)
    Pozdrawiam i życzę masy weny! :3

    PS. Zapraszam do siebie na arrowtales.blogspot.com na nowy rozdział, wpadniesz? ^-^

    OdpowiedzUsuń
  6. Super!! Neext... ;) i weny;*#

    OdpowiedzUsuń
  7. Zostałaś nominowana do Liebster Awards :) Więcej informacji tutaj - http://areyoujealousyet-tlumaczenie.blogspot.com/p/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń