05 lutego 2015

Chapter 4

- Czy ta pani co ma tu przyjść, będzie miła? – zapytała niepewnym głosem Caroline. Głośno westchnąłem i jeszcze mocniej przytuliłem. Jej banie się świata, mnie poniekąd dobijało. Zmienienie tak diametralnie człowieka, było dla mnie czymś niewyobrażalnym.
              Dziewczyna nieco nerwowo bawiła się moimi palcami. Dokładnie im się przyglądała i delikatnie je gładziła. Chciałem wejść do jej głowy i zobaczyć co myśli. Najchętniej wyjąłbym wszystkie złe wspomnienia i gdzieś je wyrzucił.
- Na pewno – odpowiedziałem. Caroline powoli się ode mnie odsunęła i położyła na poduszce.
- Ale nie będziesz musiał stąd iść? – dopytała. Uśmiechnąłem się delikatnie, żeby dodać jej otuchy.
- Nawet jeśli będą mi kazać, to zostanę z tobą – upewniłem ją. Ona lekko się uśmiechnęła. Jedna z rzeczy, która się u niej nie zmieniła. Jej piękny, szczery uśmiech.
- Bo się mną opiekujesz – powiedziała, a jej ton był nieco pytający.
- Tak, opiekuję się tobą – potwierdziłem.
                Nagle na jej twarzy pojawiło się przerażenie.
- Harry, kto tam stoi? – zapytała, a ja się obróciłem. Do sali wszedł John z panią psycholog i dwoma policjantami. W dodatku kobieta była mulatką. Nie to, że byłem rasistą, ale dla Caroline mógł to być szok. Zaczęła ona szybko oddychać i cofać się jak najdalej na krawędź łóżka.
- Harry, boję się. Boję się! – zaczęła krzyczeć. Od razu wziąłem ją i przytuliłem. Zacząłem głaskać ją po głowie.
- Ciii, będzie dobrze. Oni chcą ci tylko pomóc – wyszeptałem. Spojrzałem potem błagalnie na panią psycholog. Wyczuła, o co mi chodzi.
- Proszę panów, musimy poczekać na zewnątrz – powiedziała i wyszła wraz z policjantami. Pielęgniarka dała Caroline jakieś środki uspokajające. Zaczęła już normalnie oddychać, ale nadal kurczowo trzymał swojego misia. Musiała minąć chwila zanim się uspokoiła.
- Już dobrze? – zapytałem.
- Chyba tak – wyjąkała kręcąc głową. Odwróciłem się w stronę szyby. Psycholog wyraźnie na mnie czekała.
- Caroline – zacząłem. – Widzisz tamtą szklaną ścianę? – zapytałem, a ona pokiwała twierdząco głową. – Muszę tam na chwilę pójść, żeby porozmawiać z tamtą panią. – Widziałem, że dziewczyna zaczynała się coraz bardziej bać. – Jednak cały czas tu będę. Obiecuję, że nie odejdę. Pielęgniarka na pewno przy tobie posiedzi – powiedziałem, a kobieta od razu się koło nas pojawiła. Uśmiechała się ciepło do Caroline. Ona głośno przełknęła ślinę.
- Ale zaraz wrócisz? – zapytała. Ja odetchnąłem. Byłem na najlepszej drodze, żeby chwilę porozmawiać z psychologiem..
- Oczywiście. Cały czas będziesz mnie widzieć – oznajmiłem. Ona niepewnie spojrzała na panią psycholog. Potem opadła na poduszkę.
- Proszę, wróć szybko – wyszeptała.
              Było to dla niej coś ważnego. Nie dziwiłem się, że tak się bała. Jednak ta dzielna cząstka niej była silniejsza. Pogłaskałem ją jeszcze po ręce i wstałem z łóżka. Wyszedłem z sali i stanąłem twarzą w twarz z panią psycholog.
            Kobieta była niska i szczupła. Jak już wspominałem, była mulatką. Miała delikatne rysy twarzy. Ogólnie mogłem uznać, że była ładna. Jednak dopiero wtedy zobaczyłem, że moja przyjaciółka mogła bać się czegoś jeszcze. Psycholog miała wyrazisty makijaż. Jej usta były pomalowane na delikatny róż, ale oczy były już mocniejszego odcieniu tego koloru. W dodatku miała na sobie czarną marynarkę i ołówkową spódnicę. Bluzka miała taki sam kolor co cień na powiekach kobiety. Wyglądała bardzo poważnie i Caroline musiała się tego wystraszyć.
- Dzień dobry – powiedziałem. Kobieta delikatnie się uśmiechnęła.
- Witam, nazywam się Giselle Carter i będę się zajmować panną Cameron – odparła spokojnie z mocnym zagranicznym akcentem, chyba hiszpańskim albo włoskim. Jednak zastanowiło mnie to, że nie mogła mieć więcej niż 30 lat. Czemu tak młoda kobieta miała zajmować się naprawdę ciężkim przypadkiem? Nie chciałem, żeby Caroline stała się królikiem doświadczalnym.
- Oczywiście, ale mam pytanie. Jakie ma pani kwalifikacje? – zapytałem, a mój ton głosu wskazywał na to, że jej nie ufałem.
- Wiem, że nie wyglądam na kogoś doświadczonego, ale skończyłam University College London z oceną A. Mam nadzieję, że to panu wystarczy – odpowiedziała. Nadal nie byłem do niej przekonać.
- A czy teraz może pani być ze mną szczera? – spytałem. Wiedziałem, że kobieta nie mówi mi do końca prawdy. Raczej nie mogła powiedzieć, bo stali tam policjanci.
- I tak panowie z nią dzisiaj nie porozmawiają, więc mogą już stąd panowie iść – zwróciła się do mężczyzn. Oni popatrzyli po sobie i wyszli. Obydwoje z kobietą odetchnęliśmy z ulgą.
- Chyba nie jest pani ode mnie dużo starsza – stwierdziłem, a ona pokiwała głową.
- Owszem, mam zaledwie 30 lat i mów mi Giselle w roli ścisłości – zaśmiała się, co ja również zrobiłem. Wtedy przestała się wydawać lekko drętwa.
- Harry, miło mi – powiedziałem. Jednak po chwili uśmiechu, Giselle posmutniała, gdy tylko spojrzała na drobniutką postać, która intensywnie się w nas wpatrywała, siedząc na łóżku i przytulając misia.
- Nie będę ci oszukiwać. Będzie bardzo trudno i nie miałoby to znaczenia, gdyby tu przyjechał psycholog z dwudziestoletnim stażem czy dwuletnim. Takie przypadki nie zdarzają się. Ona jest pierwsza. To jest cud, za który trzeba dziękować Bogu. Jednak bardzo, bardzo ciężko będzie ją wprowadzić do naszego świata – powiedziała, a ja lekko się zdziwiłem na jej ostatnie słowa. Ona to od razu zauważyła. – Harry, ona jest jak z innej planety. Musimy ją powoli w to wprowadzać. Widzę, że ufa tylko tobie, więc bez ciebie nic nie wyjdzie.
- Dobra, chyba musimy zacząć od małych rzeczy – przerwałem jej. Ona nie do końca zrozumiała, o co mi chodziło. – Wiesz, wyglądasz dla niej jak kosmita. Mogłabyś, wiesz pozbyć się makijażu, rozpuścić włosy i założyć coś luźnego – powiedziałem, nieco dziwnie przy tym gestykulując. Giselle przez chwilę miała wzrok wbity w podłogę i intensywnie coś analizowała. Ja w tym czasie spojrzałem na Caroline.
             Usiadła koło niej pielęgniarka. Wyraźnie czuła się nieswojo i źle. Wiedziałem, że muszę się pospieszyć, bo znowu może dostać jakiegoś ataku.
            Nagle na twarzy Giselle pojawił się szeroki uśmiech.
- Boże Harry jesteś genialny! Już wiem co zrobię – powiedziała z uradowaniem. Widać było, że ją olśniło i była w siódmym niebie. – To wspaniałe, zaraz wrócę – oznajmiła i wybiegła z pomieszczenia. Wyglądało to co najmniej śmiesznie, bo stawiała malutkie kroki, przez jej obcisłą spódnicę i szpilki. Aż się zaśmiałem.
            Wszedłem z powrotem do sali. Caroline nieco się rozchmurzyła. Pielęgniarka odeszła, a ja usiadłem tam, gdzie ona była wcześniej. Dziewczyna przysunęła się do mnie i mocno przytuliła. Położyła głowę na kolanach.
- Hej, co się stało? – zapytałem. Ona nic nie opowiedziała. Zaczęła się bawić swoim misiem. Nie podobało mi się jej milczenie. Bałem się, że mogła się na mnie obrazić albo coś. To byłoby nieco dziwne.
                   Siedzieliśmy długo w ciszy. Jedyne co ją zakłócało to odgłosy aparatury. W pewnym momencie w drzwiach pojawiła się Giselle. W pierwszej chwili jej nie poznałem.
                 Zmyła z siebie cały makijaż i rozpuściła włosy. Śmiało mogłem powiedzieć, że wyładniała i ta mała zmiana odjęła jej lat. Pozbyła się również swoich wcześniejszych ubrań. Miała wtedy na sobie zwykłą luźną bluzkę, a na nogach spodnie z głębokim kroczem. W dodatku zdjęła swoje szpilki i była na bosaka. Wyglądała jakby była w moim i Caroline wieku. Na jej twarzy gościł przepiękny uśmiech.
                Rudowłosa od razu podniosła głowę z moich kolan i zaczęła uważnie przyglądać się pani psycholog. Z jej twarzy mogłem wyczytać tylko jedną emocje. Zdziwienie. Wyraźnie nie mogła uwierzyć, że kobieta, która stała w drzwiach, była jej panią psycholog.
- Cześć – powiedziała Giselle. I nagle stało się coś niespodziewanego. Caroline uśmiechnęła się. Widziałem ten uśmiech, kiedy znalazłem ją na drodze. Była szczęśliwa. Jednak mogło nie być tak źle, jak myślałem.
- Hej – przywitała się moja przyjaciółka. Giselle podeszła bliżej nas.
- Słyszałam, że tu jesteś i chciałam z tobą pogadać, mogę usiąść? – zapytała kobieta wskazując na koniec łóżka. Caroline podwinęła nogi i usiadła po turecku. Jednak musiała się wtulić plecami w moją rękę. To nie było dołujące, bo wiedziałem, że się boi. Wtedy po prostu chciała się przytulić. Mulatka usiadła naprzeciwko nas, a z twarz obydwóch kobiet nie schodził uśmiech.
- Czemu chcesz ze mną porozmawiać? – zapytała Caroline. W jej głosie słychać było ekscytację. Bardzo mnie to ucieszyło. Dziewczyna mogła zacząć otwierać się na świat.
- Lubię rozmawiać z ludźmi – powiedziała Giselle. Bardzo mnie ciekawiło jak się wszystko rozwinie.
- Czemu? – zadała kolejne pytanie rudowłosa. Psycholog się zaśmiała. Nie wiedziałem co ona kombinuje, ale wierzyłem, że mulatka dobrze robi.
 -Ludzie są bardzo ciekawi. Można się dużo o nich dowiedzieć, poszerzyć swoją wiedzę, znaleźć wspólne zainteresowania i wiele innych rzeczy – zaczęła wyjaśniać Caroline, która wpatrywała się w nią jak w obrazek.
- Ludzie tacy jak ja, też są ciekawi? – zapytała niepewnie. Giselle posłała jej ciepły uśmiech.
- Wszyscy ludzie są ciekawi. Każdy ma w sobie coś intrygującego – powiedziała kobieta. Caroline oddaliła się ode mnie i przybliżyła do mulatki.
- A powiesz mi, co jest we mnie ciekawego? – zapytała z przejęciem moja przyjaciółka.
- Muszę z tobą zacząć rozmawiać – zaśmiała się Giselle. Na twarzy rudowłosej pojawił się mały grymas.
- Ale chyba rozmawiamy – stwierdziła. Razem z Giselle cicho się zaśmialiśmy. Dziewczyna nie za bardzo wiedziała o co nam chodzi.
- Nie chodzi mi o taką rozmowę. Chciałabym się czegoś o tobie dowiedzieć – oznajmiła psycholog. Caroline zmarszczyła czoło i przetwarzała o co mogło chodzić kobiecie.
- Na przykład czego? – zapytała. W jej głosie wyczułem niepewność i to mi się nie podobało.
- Jaki jest twój ulubiony kolor, co lubisz robić – zaczęła wymieniać Giselle. Jednak ona również wyraźnie zauważyła wahanie mojej przyjaciółki.
- A jaki jest twój ulubiony kolor? – zapytała Caroline. Psycholog cicho westchnęła.
- Czerwony, a twój?
- A co lubisz robić? – spytała rudowłosa i tak w kółko.
            Gdyby stworzyć wywiad dotyczący Giselle Carter, miałby spokojnie z 10 stron. Jednak o Caroline dowiedziałbym się tylko tyle, że lubi zadawać pytania, ale na nie sama nie odpowiada. Siedzieliśmy tam przez godzinę, a psycholog nic nie mogła zdziałać. Moja przyjaciółka nie chciała o sobie powiedzieć, czegokolwiek. Tylko i wyłącznie wypytywała się Giselle o przeróżne rzeczy.
           W pewnym momencie psycholog powiedziała, że musi iść. Kiedy wyszła z pomieszczenia, wstałem za nią.
- Harry nie wychodź – powiedziała rozpaczliwie Caroline.
- Zaraz wrócę – rzuciłem szybko, nie zważając na jej błaganie, żebym został. Wychodząc zobaczyłem, że do mojej przyjaciółki podbiegła pielęgniarka. Boże, jaki ja byłem nie myślący. Zostawiłem ją, a ona się tego najbardziej bała. Jednak musiałem zamienić z Giselle parę słów.
- Czemu ona nic nie chce powiedzieć? – zapytałem kobietę. Ona pokręciła głową.
- Obawia się konsekwencji tego, co powie. Najzwyczajniej w świecie się boi – oznajmiła ze spokojem kobieta.
- Ale czemu nie spytałaś, gdzie ona była? Ten ktoś kto ją porwał, może sobie chodzić spokojnie po wolności! – podniosłem głos. Wtedy Giselle mocna zacisnęła zęby i patrzyła na mnie tak jakby miała ochotę mnie zabić. Odsunąłem się na bok i starałem się uspokoić.
             Za co mogłem ją winić? Za co mogłem je winić? Byłem okropny, że tak postąpiłem. W dodatku o tym wiedziałem. To było wszystko zbyt skomplikowane.
- Przepraszam – powiedziałem w końcu do Giselle. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Rozumiem, że jesteś zdenerwowany. Nie spałeś chyba ostatnio za dużo – zauważyła z rozbawieniem.
- Zgadłaś – powiedziałem. Rzeczywiście, nawet nie wiedziałem od kilku godzin nie zmrużyłem oka. Na dobra, niby chwilę wcześniej spałem, ale nie wystarczająco dużo. Zbyt byłem przejęty moją przyjaciółką, żeby myśleć o śnie.
- To wróć do niej i pójdź spać. Postaram się coś wymyśleć – powiedziała i odeszła.
           Odwróciłem się na pięcie i wróciłem do sali gdzie była Caroline. Scena, którą tam zastałem przeraziła mnie.
          Dziewczyny nie było w łóżka. Siedziała za to, skulona w kącie. Pielęgniarka starała się z nią spokojnie porozmawiać. Jednak rudowłosa krzyczała i nie pozwoliła się dotknąć.
- Zostaw mnie! Nic nie rozumiesz! Nic nie rozumiesz! – I tak w kółko. Podszedłem do niej szybko. Kobieta, która siedziała obok niej, odsunęła się.
- Caroline, już jestem, już jest wszystko dobrze – zacząłem do niej cicho mówić. Ona się do mnie przytuliła, ale nadal szeptała „Nic nie rozumiesz”. Zaniosłem ją do łóżka i delikatnie na nim ułożyłem. Caroline była jeszcze trochę roztrzęsiona. Musiało minąć trochę czasu, zanim się uspokoiła.
- N-n-nie zostawiaj mnie tak – wyszeptała. Ja delikatnie się uśmiechnąłem.
- To był pierwszy i ostatni raz, kiedy tak zrobiłem – powiedziałem. Ogarnęło mnie wtedy ogromne zmęczenie. Miałem tylko nadzieję, że John nie będzie zły, ze spałem na OIOM-ie.
- Pójdę spać, ale nadal tu będę – wyszeptałem i położyłem głowę na łóżku. Poczułem na moich włosach delikatny dotyk, malutkich rączek.
- Dobranoc Harry – powiedziała Caroline, a ja zasnąłem.


~*~

To chyba najdłuższy rozdział, jaki do tej pory napisałam :D
Następny rozdział pojawi się, w zależności od waszego zainteresowania (czytaj komentarze)
P.S Czy tylko ja zakochałam się w tym *-* 

7 komentarzy:

  1. Na początku powiem tylko, że znalazłam kilka literówek (typu "świat," zamiast "świata"), ale to raczej mało ważne, zwłaszcza przy tak dobrej treści :3
    Sytuacja Caroline jest po prostu straszna. Została porwana, właściwe nie do końca wiadomo, co się z nią działo, a potem jeszcze trafiła do zupełnie obcego świata, co niby jest wspaniałą wiadomością. Niby, bo nie potrafi się w nim odnaleźć... Ale wierzę w to, że Harry'emu uda się wreszcie " doprowadzić do porządku" i wszystko będzie już wyglądało o wiele lepiej :)
    Bardzo mi się podoba to, że nie zapominasz o tych wszystkich opisach strachu dziewczyny i związanych z nim zachowaniami, bo jeszcze lepiej pokazujesz nam, w jak okropnym znajduje się ona stanie.
    Genialnie to wszystko wymyśliłaś i genialnie to realizujesz! :3
    No i co tu więcej pisać? Po prostu, to opowiadanie podobało mi się od samego początku i nadal nie zamierzam zmieniać zdanie, że jest świetne, więc pisz szybko dalej, by zaspokoić mój niedosyt opowiadaniowy! :D
    Pozdrawiam i życzę masy weny! :*
    PS.: Na arrowtales.blogspot.com nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci ślicznie za komentarz i miłe słowa :D
      Chociażbym 200 razy sprawdziła rozdział, to zawsze albo zjem literę, albo mam jakąś literówkę :D Jednak postaram się nad tym popracować ;)

      Usuń
  2. Nie mogłam doczekać się tego rozdziału :) To jaka jest Caroline jest dość, straszne i smutne . Mam nadzieję ,że Harry da sobie radę i uda mu się aby jego przyjaciółka była jak inni ludzie w tym wieku .
    Nie mogę doczekać się następnego :)

    Życzę ci dużo weny :)

    PS.
    http://diaries-memories-zayn-malik-ff.blogspot.com/
    http://you--will-always-be-in-my-heart.blogspot.com/
    NOWY ROZDZIAŁ .
    Jak chodzi o piosenkę którą dałaś pod rozdziałem jest fajna , ale mi bardziej przypadła do gustu ta
    https://www.youtube.com/watch?v=AJtDXIazrMo

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział! Biedna Caroline :c
    Do następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie pamiętam, czy już Ci to mówiłam, ale to ja, dawna "Karolina" z tych oto blogów:
    http://lost-in-their-own-feelings.blogspot.com/
    http://love-is-a-force.blogspot.com/
    To jakbyś jeszcze nie wiedziała ;)
    I teraz... Miałam to napisać na końcu, ale nie mogłam się powstrzymać! I LOVE THIS SONG!! <3 <3 <3
    Jeszcze do tego wrócę ;)
    A teraz rozdział. Bardzoooo fajny! Faktycznie, było kilka literówek, ale ja nie jestem lepsza! xD Więc się nie przejmuj ;)
    I ogólnie strasznie szkoda mi Caroline :( Biedaczysko! Ale to dobrze, że ma Harry'ego. No właśnie... Hary - najcudowniejszy, najwspanialszy i przenajwspanialszy i przenajcudowniejszy i nie wiem co jeszcze chłopak na ziemi!!! Tak się o nią troszczy, opiekuje sie nią i w ogóle. To słodziaśne ;3 Chociaż mogłoby się odbywać w nieco innych okolicznościach, czyli np. randki, kolacje, ale i tak jest już chyba lepiej ;) Myślę, że Caroline już niedługo wróci do zdrowia!
    I nie wiem... Powiem szczerze. Nigdy nie spotkałam się z osobą taka jak ona np. i to może dlatego... Nie rozumiem jej zachowania. Wiem, że kocha Harry'ego, ale żeby bała się wszystkich i wszystkiego i nie pozwalała mu wychodzić? No ale nie wiem... Nie przejmuj się mną, ja po prostu nie wiem jak to jest ;)
    Ogólnie rozdział super! Przeczytałam go wcześniej, ale nie chciało mi się pisać komentarza na komórce, więc pisze dopiero teraz :)
    I znów do pioseneczki! <3 Taki, też jak ją usłyszałam to po prostu Love love love!! xD Coś chyba dziś ze mną nie tak... Ale do tematu. I jeszcze ona jest w zwiastunie "50 shades of Grey"! Pasuje idealnie!
    A Ty też masz zamiar pooglądać film?? Bo w nim tez już jestem zakochana!
    Dobra, bo można by tak pisać godzinami xD
    Pozdrawiam, życzę weny (i jesli czekasz na film to miłego czekania, a jeśli nie to miłego słuchania piosenki! xD)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aaa dziękuję ci za ten przemiły komentarz!
      Szczerze mówiąc wyobraziłam sobie zachowanie Caroline tak, jakby ja się zachowywała po takim czymś (wiem nieco dziwne, ale jakoś trzeba to napisać ;))
      Szczerze mówiąc do filmu w ogóle mnie nie ciągnie, a po prostu...uwielbiam Beyonce :D

      Usuń
  5. Hej, hej! Jestem tu pierwszy raz, ale Twój blog mnie po prostu zauroczył w stu procentach! Chcę jeszcze podziękować dziewczynie powyżej (Mara♥) za polecenie mi go! :D
    O jejku... i tę piosenkę też kocham!!
    A Caroline to mi jest tak okropnie szkoda... Nie mam pojęcia co oni jej musieli robić, że aż tak... em... nie zna świata? Biedna... :( Na szczęście ma Harry'ego, który ją wspiera. No właśnie... Ja też chcę takiego przyjaciela! Moi koledzy z klasy zachowują się jak... No nie powiem jak.
    W każdym razie Harry jest dla niej taki kochany ;3
    Zostaję tu na dłużej i zapraszam na bloga, którego prowadzę z koleżanką (link w odpowiedniej zakładce ;)).
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń