Jechałem niespiesznie drogą. Z Londynu do Henley-on-thames było około
pół godziny jazdy samochodem. Akurat kolega ze studiów mi go pożyczył, bo nie
miałem innego środka transportu. Niestety, nie posiadałem własnego auta, więc
był to dla mnie niemały problem. Zegar wskazywał godzinę 16 i zimno dawało się
we znaki. Chciałem jak najszybciej dojechać do domu i pójść spać. Byłem potwornie
zmęczony po dyżurze. W dodatku potrzebowałem bliskości kogokolwiek.
Jeszcze tak bardzo nienawidziłem tamtego miejsca, że najchętniej nigdy
bym do niego nie wracał. Zostałbym w Londynie i nigdy nie musiał patrzeć na to
przeklęte miasto. Miasto pełne ludzi, którzy się ze mnie naśmiewali. Miasta,
które ją pochłonęło.
Wiedziałem, że była to moja obsesja. Nie potrafiłem przestać o niej
myśleć. Może i pani Smith miała rację, że bez potrzeby wziąłem całą winę na
siebie. Cały czas sądziłem, że to przeze mnie, bo tak było. Mogłem wtedy ją jak
prawdziwy gentelman odprowadzić, a nie zostawić. Może by do tego nie doszło.
Może dlatego zostałem lekarzem. Czułem, że mogę uratować czyjeś życie,
dawać ludziom nadzieję. Chciałem czuć się potrzebny, a nie być wiecznie
odrzudkiem. I mogłem się jakoś oderwać o obsesyjnym myśleniu o znalezieniu jej.
W końcu rzeczywiście minęło 14 lat. To był szmat czasu, ludzie rzadko się po
nim odnajdywali. Jednak nie mogłem przestać wierzyć. Nie mogłem.
Po
głowie cały czas krążyły mi słowa listu, który do niej wysłałem balonikiem.
Robiłem to co roku w dzień, w który zaginęła.
Witaj Caroline,
Kolejny rok to samo. Czekam, aż przyjdziesz i będziesz znowu wśród ludzi. A może już ze mną jesteś? Może
mieszkasz w domu obok mnie? Może tak się zmieniłaś, że cię nie poznałem? A może
jesteś na drugim końcu świata, wolna? Nie wiem tego, bo od 14 lat ciebie
szukam. Jako mężczyzna powinienem być silny, ale świadomość tego, że jesteś
gdzieś tam, a ja nie mogę cię odnaleźć, dołuje mnie. Jeszcze nie mam depresji,
ale jestem na najlepszej drodze. Nie chcę ci niczego wypominać, ale chcę, żebyś
wróciła. Ta niemoc mnie niszczy. Modlę się codziennie do Boga, żebyś powróciła
cała i zdrowa. Czasem myślę, że mogę o tobie…nie myśleć. Jednak każdego
poranka, od razu ze mną jesteś. Widzę cię w każdej rudowłosej dziewczynie,
którą zobaczę. Jesteś ze mną nierozerwalnie połączona. Dlatego też czuję, że
gdzieś tam żyjesz, ale zrób to dla mnie i wróć. Oddam wszystko, żebyś wróciła.
Mam nadzieję, że za rok nie będę musiał już ci wysyłać balonika.
Twój,
Harry.
Jechałem przez las. Było w nim ciemno i ponuro. Nie podobało mi się to.
Naprawdę wolno jechałem, bo nie mogłem sobie pozwolić na chwile nieuwagi. Droga
wiodła przez serpentynę zakrętów. Nagle zauważyłem kogoś idącego poboczem. Po
sylwetce poznałem, że to kobieta. Zatrzymałem natychmiast auto. Było ledwo 10
stopni, a ona była w samych krótkich spodenkach i jakimś starym swetrze. W
dodatku trzymała coś w dłoni. Zdziwiłem się, bo w tamtym mieście nie było
wcześniej chodzących ulicami pijaków albo coś. Jednak stanowczo potrzebowała
pomocy.
Wyszedłem
z samochodu i dopiero wtedy uderzyło we mnie zimno. Nie dziwiłem się wówczas, że
ona ledwo trzymała się na nogach.
- Czy nic pani… – zacząłem, ale zamarłem. Dziewczyna
odwróciła się w moją stronę. Była wychudzona i blada. Nogi nie mogły utrzymać
reszty jej ciała, dlatego się chwiała. Różowy sweter był znoszony i stary.
Odsłaniał jej obojczyki, które był ledwo zasłonięte płatem skóry. Jej włosy
dosięgały do bioder. Rude włosy. Myślałem, że mam omamy. Jej oczy
były…szafirowe. Patrzyłem na nią z niedowierzaniem. Dopiero wtedy spojrzałem na
przedmiot, który trzymała w dłoni. Średniej wielkości pluszowy miś. Był stary i
nieco zniszczony. Był taki prosty. Dałem jej go przecież.
To było
straszne i piękne. Nie wiedziałem, co poczuję, gdy ją zobaczę. Wtedy wiedziałem,
że ktoś ją zniszczył. Moje tętno przyspieszyło, a oddech zrobił to samo.
Dziewczyna w pewnym momencie słabo się uśmiechnęła.
- Takiego ciebie sobie wyobrażałam, Harry – wyszeptała
i opadła na mnie. Szybko ją złapałem. Boże, ona była taka lekka i zimna. To
cud, że jeszcze żyła. Ułożyłem ją na moich kolanach i zacząłem głaskać po
głowie.
- Caroline, matko. Musimy jechać do szpitala – wymamrotałem i z nią wstałem. Położyłem ją na siedzeniu i zapiąłem w pasy. W Henley-on-thames
był tylko jeden szpital i na szczęście nie był daleko. Odpaliłem silnik i
ruszyłem do niego.
Nadal nie mogłem uwierzyć, że ona siedziała koło mnie. Ona żyła. To było coś niewyobrażalnego. Na pewno wybuchłbym ze szczęścia, gdyby nie stan w jakim ją znalazłem.
Przyrzekłem sobie, że jak tylko znajdę tego kogoś, kto ją porwał, to go
rozszarpię.
- Caroline, słyszysz mnie? – zapytałem i potrząsnąłem
za jej kolano, które mogło dwa razy zmieścić się w mojej dłoni. Ona spojrzała
na mnie nieco nieobecnym wzrokiem.
- Zawsze cię słyszałam. Masz taki piękny głos, wiesz?
– majaczyła, ale przynajmniej był z nią kontakt.
- Pić mi się chce – powiedziała. Nie mogłem jej dać
jedzenia, bo mogłoby się to skończyć tragicznie, ale wodę mogłem dać. Wyjąłem
ze schowka butelkę i jej ją podałem.
- Proszę Caroline – powiedziałem, ale ona nie mogła
utrzymać butelki i ją wypuściła. Była aż tak słaba. To mnie przerażało. Trzeba
było jak najszybciej udzielić jej pomocy.
- Harry, zimno mi – wyszeptała i skuliła się na
siedzeniu. Byłem kompletnie zdezorientowany. Wolałem znaleźć się jak
najszybciej w szpitalu. Tam nie miałem jak jej pomóc.
- Zaraz będziemy na miejscu, wytrzymaj jeszcze
sekundkę, proszę Caroline – powiedziałem, a dziewczyna lekko pokiwała głową.
- Nie zostawiaj mnie, tak jak ja ciebie. Będziesz przy
mnie? – zapytała słabym głosikiem. Głośno westchnąłem. Na mojej twarzy pojawił
się niepewny uśmiech. Z trudem powstrzymywałem łzy. Ona tam była. Moje
największe marzenie się spełniło. Żyła, a ja musiałem się nią zaopiekować.
- Obiecuję, że będę – przyrzekłem. Caroline starała
się uśmiechnąć, ale to było dla niej zbyt wiele. Jakim trzeba być potworem, żeby
doprowadzić kogoś do takiego stanu. Widziałem podobnych ludzi na zdjęciach z
obozów koncentracyjnych. Nawet nie wiem, czy ona nie wyglądała gorzej.
Jechałem najszybciej jak tylko zdołałem, nie mogłem jej stracić, a
wiedziałem, że jej stan jest krytyczny. Znałem drogę na pamięć. Szybko
znalazłem się pod szpitalem. Wysiadłem z samochodu i podszedłem do drzwi od
strony Caroline. Otworzyłem je i delikatnie złapałem dziewczynę. Ona była taka
krucha.
- Harry, boję się – wyszeptała. Pogłaskałem ją po
głowie, żeby się nieco uspokoiła. Była cała roztrzęsiona. Zimno z zewnątrz
znowu w nią uderzyło.
- Caroline, skarbie będzie dobrze. Już będzie tylko
lepiej. Będę tego pilnował. Nie pozwolę nikomu ciebie skrzywdzić –
powiedziałem. Dziewczyna nieco się uspokoiła. Przycisnęła jeszcze do piersi
misia. Już wtedy wiedziałem, że musiał być dla niej ważny. Był tak naprawdę
jedyną rzeczą, którą miała. Tak przynajmniej sądziłem.
Wyjąłem ją z samochodu. Cały czas bałem się, że mogę ją połamać. Ta myśl
mnie przerażała. Czułem wszystkie jej kości. Miałem ochotę się rozpłakać.
Cały
czas do niej mówiłem. Nie mogła mi odpłynąć. Wbiegłem do środka. Nie było
dużego ruchu. Na całe szczęście zobaczyłem Johna Coxa. Był ode mnie dwa lata
starszy i pracował tam jako lekarz. On też znał Caroline. Musiał nam pomóc.
Podbiegłem do niego, kiedy stał przy jakiś pielęgniarkach.
- Cześć Harry… – zaczął, a potem zobaczył, że trzymam
kogoś na rękach. Od razu jego radosną minę zastąpiło przerażenie.
- Juzusie. Isabelle, łóżko! – krzyknął. Kobieta
spojrzała na niego zdziwiona.
- Musisz ją zabrać na OIOM. Jest wychudzona i słaba – wyjąkałem
chociaż wiedziałem, że dla niego było to oczywiste. John zaczął iść w stronę
sali, a ja poszedłem za nim.
- Kto to jest? Co jej się stało? – zaczął pytać.
Jakieś pielęgniarki przywiozły łóżko.
- John. To ona – wyszeptałem, a on zamarł.
- To Caroline? – spojrzał na mnie zdziwieniem. Kobiety
stały z boku i patrzyły na nas jak na nienormalnych. Trzymałem dziewczynę mocno
przyciśniętą do mojego torsu.
- Tak, błagam nie pozwól jej teraz odejść –
powiedziałem słabo. John kazał mi ją położyć na łóżku. Podszedłem do niego i
delikatnie ułożyłem ją.
- Zaopiekują się tu tobą – wyszeptałem, a ona starała
się mnie trzymać za rękę, ale był to dla niej nie lada wysiłek.
- Musimy natychmiast zadzwonić na policję. Trzeba też
sprowadzić psychologa. Bardzo dobrego. Proszę powiedzieć, że chodzi o Caroline Cameron
– John mówił do jakiejś kobiety. Ja cały czas stałem przy dziewczynie. Zaczęli ją
wieźć na oddział.
-Harry musisz tu zaczekać – oznajmił John. Nie miałem
zamiaru robić niczego co mogłoby im przeszkodzić w ratowaniu jej. Odszedłem od
łóżka. Nagle Caroline usiadła, była przerażona. Oddech jej wyraźnie
przyspieszył.
- Nie zostawiaj mnie! Harry, boję się! Boję się! –
zaczęła krzyczeć. Natychmiast do niej wróciłem. Złapałem ją za rękę i
przyciągnąłem do piersi. Zacząłem głaskać ją po plecach, a raczej po kręgach,
które czułem. Ona była taka słaba i zagubiona. W moich oczach pojawiły się łzy.
Kilka z nich zaczęło płynąć po moich policzkach. Obiecałem sobie, że nie będę znowu ryczeć, ale to było silniejsze. Odwróciłem się w stronę Johna.
On też ledwo się trzymał, a kobieta obok niego powstrzymywała się od płaczu.
- Mogę z nią być? – zapytałem. John głośno westchnął i
zamknął oczy.
- Nie ma problemu. Jeśli tylko czuje się bezpiecznie –
powiedział spokojnie. Ułożyłem głowę Caroline na miękkiej poduszce. Nadal
trzymałem ją za rękę.
- Będzie dobrze. Już cię nie zostawię. Będę przy tobie
cały czas. – Starłem się, żeby chociaż trochę czuła się dobrze.
Znowu zaczęliśmy iść w stronę oddziału. John w międzyczasie sprawdzał
jej funkcje życiowe.
- Jest potwornie zimna – stwierdził z przerażeniem.
- Znalazłem ją na drodze. Ledwo mogła ustać –
powiedziałem.
- Nie dziwię się – przytaknął mężczyzna.
Wjechaliśmy na oddział.
- Wytłumacz jej co się z nią stanie. Podamy jej leki i
może uśnie – rzucił szybko.
- Dlaczego? – zapytałem. Nie rozumiałem do końca jego
działań. Mój mózg kompletnie się wyłączył.
- Zaginęła gdy miała 10 lat. W dodatku przez 14 lat
dużo się zmieniło, może się bać otoczenia, bo jest jej obce – powiedział. Czemu
od razu o tym nie pomyślałem? Mogła czuć się jak na jakiejś innej planecie.
Ktoś
podsunął krzesełko do jej łóżka. Usiadłem na nim i zacząłem ją masować po
dłoni. Nie zwracałem na ludzi, którzy kręcili się wokół nas. Najważniejsza była
ona.
- Caroline, zaraz ci podłączą kroplówkę i parę innych
rzeczy. Nie musisz się ich bać, one ci pomogą. Możesz zaraz zasnąć, bo leki
muszą jak najbardziej uśmierzyć ból – mówiłem do niej powoli i spokojnie. Ona
wpatrywała się we mnie swoimi pięknymi szafirowymi oczyma. Słuchała uważnie.
Nadal trzymała przy piersi misia.
- Nie muszę się już niczego bać? – zapytała. Ja
westchnąłem.
- Jesteś bezpieczna. Już nikt nigdy cię nie skrzywdzi.
Będę cię pilnował. Teraz będzie już dobrze – wyszeptałem. Pielęgniarki popodpinały
ją już do wszystkiego. Jedna z nich dała jej środki uspokajające.
- Zaopiekuj się nim – mówiąc wskazała na misia. – Przypominał
mi o tobie. Zaopiekuj się nim i mną – powiedziała i zaczęła powoli odpływać.
- Oczywiście – wyszeptałem i ucałowałem ją w dłoń,
która była zimna jak lód.
- Chyba się już nie boję, bo mnie ochronisz – odparła
słabo i zasnęła.
~*~
Przed wami właśnie 2 rozdział! Akcja rozwija się szybko, więc mam nadzieję, że wam się spodoba ;)
Przepraszam was wszystkich, ze nie odpowiedziałam na wasze komentarze, postaram się to poprawić :*
Przepraszam was wszystkich, ze nie odpowiedziałam na wasze komentarze, postaram się to poprawić :*
Następny rozdział pojawi się, w zależności od waszego zainteresowania (czytaj komentarze)
O jejku Nie spodziewałam się że ona tak szybko się znajdzie... ale to chyba dobrze... chociaż stan w jakim jest to coś okropnego... osoba która jej to zrobiła to potwór...
OdpowiedzUsuńDo następnego <3
Jej... I znowu - tyle emocji na raz... To w ogóle wydaje się takie niesamowite, że się znalazła... I kto ją tak traktował? Co się z nią działo? Przez tyle lat?! Miliony pytań, czekam tylko na odpowiedzi ;) Pisz szybciutko!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę ogromnej ilości weny :*
PS.: Zapraszam do siebie ;)
arrowtales.blogspot.com
fightersofthefuture.blogspot.com
Ach! Przepraszam za spóźnienie, ale naprawdę miałam duuużo na głowie... Z moją "kochaną" panią od muzyki... Mniejsza z tym :) Jestem! A ten rozdział to... no nie da się opisać... Nie powiem, że cudo, albo że wspaniały, bo to za banalne... To było raczej takie... O wiem! - NIEZIEMSKIE! Ale serio! Nie spodziewałam się, że on może ją znaleźć... Takie mega zaskoczenie :D Jak on ją niósł i ona była taka chuda to aż mnie jakoś tak kości zaczęły... yyy... boleć! xD No bo taka chudzinka... Współczuję :( Ja na miejscu Harry'ego to bym nie wiem co zrobiła... Chyba zadźgała czymś albo gorzej tego porywacza czy kogo tam! Jakim trzeba być... no nie człowiekiem, bo to już nie człowieczeństwo... Jakim trzeba być potworem, żeby zrobić coś takiego?! O Matko... Ja chcę już kolejny! :D (rozdział xD)
OdpowiedzUsuńChyba już mówiłam, ale powiem jeszcze raz... Ona ma piękne imię! :D (musiałam dodać xD Moja skromność jest powalająca...)
Ale nie przejmuj się mną... Coś mi naprawdę dzisiaj wali xD Zwłaszcza w szkole...
No to pozdrawiam, ściskam, życzę duuużo weny! :D
Właśnie czekałam na twój komentarz ;)
UsuńWybaczam ci wszystko misiu :3
Panie od muzyki zawsze wymiatają :P
I tak, kiedyś wspominałaś, że Caroline ma wspaniałe imię :D
Do zobaczyska i tobie też życzę dużo weny :3
Czytając ten rozdział mialam łzy w oczach. Tak jak to Harry uznał - to bylo piękne a zarazem straszne - jakoś tak :). Wyobrazilam sobie co ona musiała czuć przez te wszystkie lata i zrobiło mi się jeszcze bardziej przykro. Zastanawia mnie kto jest tak bezdusznym potworem żeby zrobić coś takiego, jak taki człowiek może spojrzeć w lustro? Mam nadzieje, że kiedyś sumienie tego kogoś go poprostu zniszczy.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Harry jechał tą drogą. Nie chcę nawet myśleć co mogło by się stać z Caroline. A z drugiej strony co będzie teraz? W głowie mam same czarne scenariusze, nie widzę żadnych pozytywów. Dobrze chociaż, że są razem teraz będą silniejsi.
Mówiłam już jak bardzo uwielbiam czytać Twoje opowiadania? No więc poprostu kocham <3! Czytałam Twoje niedawno zakończone opowiadanie i powiem Ci, że niedawno zajrzałam na nie znowu :3 i czytałam z takim samym zapałem jak za pierwszym razem...wydaje mi się że z tym będzie tak samo!
Bozee już się nie mogę doczekać tej trójeczki. Mój komentarz wyszedł trochę bez ładu i składu i za to przepraszam :)) ale mam nadzieje, że jakoś da się go przeczytać xD
Pozdrawiam i życzę dużoo weny :3
Dziękuję ci ślicznie za twój komentarz! Czytając go miałam ogromny banan na twarzy (chill, ja też piszę komentarze bez ładu i składu) Powiem ci, że jedna z twoich teori o której tutaj napisałaś się sprawdzi ;) (((Ale nie powiem która :*)))))
UsuńDo zobaczyska :D
Ooooo <3! Naprawę? Jeju...szkoda, że mam tyle teorii na temat tego opowiadania, że nie zgadne :( :3.
UsuńAle cóż mogę zrobić? xD Nic innego jak czekać :)
Harry się nią zaopiekuje awww <3<3<3
OdpowiedzUsuńPisz szybciutko nexta.
Dużo weny + dodaję się do obserwatorów.
Zapraszam również do mnie:
Incubus-fanfiction.blogspot.com
Właśnie trafiłam na Twojego bloga... przeczytałam na raz prolog i 2 rozdziały. Nie mogę się doczekać kolejnych postów! Oczywiście, tak jak wszyscy, zadaje sobie miliard pytań i nie mogę się doczekać odpowiedzi na nie :)
OdpowiedzUsuńPS. Jeśli tylko będziesz miała ochotę to zapraszam do poczytania mojego opowiadania ;) accident-of-life.blogspot.com
Informuję, że nominowałam Cię do Liebster Blog Award :)
OdpowiedzUsuńWięcej informacji u mnie: accident-of-life.blogspot.com
Kochana cudowny rozdział. Niestety nie mogłam wcześniej przeczytać ale jestem. Rozdział cudowny i czekam na następny :)
OdpowiedzUsuń